wtorek, 1 lipca 2014

ROZDZIAŁ 13


 Axl siedział nerwowo z menadżerką w jednym z ciasnych korytarzy za sceną. Tej nocy nie przespał ani on ani McKagan. Reszta
pierdolnęła to wszystko na bok, jak to oni. Valentinie było nad wyraz ciężko usnąć poza domem. W Meksyku, na małej wersalce
przesyconej dymem z cygaro, bez Duffa i jego przyjemnego dotyku ciała, który zawsze sprawiał że drżała.
Rose pochylał się nad kartką, widocznie wymiętoloną, którą
wcześniej wyjął z dżinsów. W jego rękach tym razem nie        
widniała żadna
butelka czy papieros, jak każdego wieczoru, a raczej nocy.
 Między jego palcami znajdowały się rude włosy, trzymał je blisko ich
nasady.
Opierając się łokciem o stół, basista prychnął. Było to dla niego śmieszne, siedzieć do 5 i wpatrywać się w papier.

   - Axl, po prostu zaśpiewaj Nightrain...- ziewnął, spoglądając na wokalistę, siedzącego tuż na przeciw niego.
   - McKagan. Czy nie rozumiesz, że Steven do kurwy nędzy ma złamane 2 palce?!- warknął wychodząc z transu, spuszczając wzrok ze
świstku na chłopaka. Dzięki temu iż na Slash'a przyjęciu trochę się działo Popcorn oberwał drzwiami, a raczej jego łapa.
   - Sugerujesz że nie umiem go zastąpić?- spytał niewiele zainteresowany czy zagra czy nie. Czy koncert się odbędzie czy nie.
Wisiało mu to. Był zbyt zmęczony.
   - Duff kochanieńki to nie tak. Po prostu...- zaczęła pocieszającym tonem menadżerka, chcąc przygasić atmosferę. Głos Anne był teraz jedynym odgłosem który Axl z pewnością chciał teraz najmniej słyszeć.
   - Dobra, pierol. W Nightrain zagrasz, ale do Junge się nie tykasz.- podniósł głos Rose, który przerodził się w kpinę i niewiarę.
   - Axl, ale jak Duff zagra na perkusji, to kto zagra na basie?- tym zdaniem zdenerwowała go do tego momentu iż myślał że krew mu
pójdzie nosem. Koncert za 10 godzin, on jeszcze nie spał, nie mieli próby i jeszcze teraz palce Stevena oraz  
menadżerka paląca
papierosa, tak blisko niego że niemal włosy rudzielca stykały się z jego czubkiem. Nie miał wyjścia, musiał to
zaśpiewać. Ludzie to kochają, a że Adler nie może wykonać tego kawałka to... nie miał wyjścia faktycznie.
   - Ja zagram na basie.- wysyczał wokalista.- Będę śpiewał i grał. W końcu umiem, nie?
   - O NIE MA MOWY SPIERDALAJ!- Oprzytomniał gitarzysta podnosząc się z krzesła.
   - Nie mamy wyjścia. Oglądalność wzrosła od tego kawałka więc... Musisz mu dać spróbować.- przyznała Anne zapalając z nerwów drugiego papierosa.- Więc NIGHTRAIN -nacisnęła na drugie słowo podkreślając jego znaczenie stukając mocno w drewniany stolik.- Zaśpiewa Axl, grając dodatkowo na basie... A Duff na perkusji... Dasz radę śpiewać i grać McKagan?- spojrzała z pewną obawą
na ledwo siedzącego chłopaka. On uniósł tylko kciuk w górę.
   - Chłopcy to tylko jeden utwór. Steven zagra resztę...
-----------

*Valentina *

 Kiedy rozmawiałam dziś z Duffem nie wyczuwałam w jego głosie żadnych uczuć i moralności. Pewnie nie spał. Jak ona mogła mu to zrobić. Ale w sumie wielkie mi halo, nie mógł od tak
 odpuścić mu jednego kawałka, Axl chyba tego nie schrzani. Chyba, że bezsenność
zrobi swoje. Na pierwsze 30 minut zostałam na swoim miejscu, przysłuchując się piosence Sweet child o mine. Przez myśli przeszło mnie wspomnienie z tego dnia. Wtedy kiedy mi wyznał wszystkie swoje uczucia. Wyszłam zza kulis, okrzyki fanów przesiąkły mi przez uszy. Kawiarnia i kofeina były teraz dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Tylko szkoda, że
Sara tu nie przyjechała.- pomyślałam siadając z brzoskwiniową latee na miękkiej, czarnej kanapie. Kompletnym rajem byłoby to gdyby
nie moja twarz wynurzająca się z dymu, który przelewał się przez całe pomieszczenie. O tej godzinie nikogo tu nie ma. Wszyscy pognali na koncert. no może jakieś stare pryki grające w brydża doskonale się bawią, popijając kufel za kuflem. Hmmm... Duff piję herbatę w kuflu od
piwa.- przypomniałam sobie patrząc na nich, moje kąciki ust uniosły się ku górze. Żeby to tylko jeden raz w tym dniu. Cały dzień od
8 do 5 ze Slashem i Stevenem na scenie i ich wygłupy doprowadzały do śmiechu wiecznie znużoną menadżerkę. Nie lubiłam Anne,
oschłe stare babsko, zapychające się dymem ze swojej sziszy. Wiem nie ładnie, ja też nie jestem idealna ale ona... Ugh. Też za
mną nie przepada i chyba Michael też... " Ona psuję twoją karierę McKagan. A ty tego nie widzisz, bo oślepiają cię jej cwane
oczka."- parodiowałam w głowie jej głos, sącząc po woli kawę. Dobrym rozwiązaniem byłoby też pójście do niejakiego sklepu
odzieżowego. Ale to nie to samo bez kogoś i to jeszcze płci żeńskiej...

   - Hej.- odezwał się czyjś głos, na co nawet się nie namyślałam i odkręciłam się w jego stronę. Stała za mną średniego wzrostu
dziewczyna o rudych włosach, sięgających po niżej piersi.- Mogę się przysiąść? Nie ma nigdzie miejsca.- rozejrzała się. Po chwili
uczyniłam to samo i zdałam sobie spraw z tego że siedze tu już dobre 3 godziny, czytając książkę a cicha muzyka została zagłuszona krzykami jakichś ludzi.
   - Tak, jasne.- wypadłam z osłupienia kiedy dotarło do mnie że siedzę przy 6-osobowym stole, sama nie udostępniając go nikomu
innemu.- Siadaj.- powiedziałam ciepło i posłałam jej uśmiech. Przez 6 kolejnych minut rozważałam czy się do mnie odezwie, albo o coś
zapyta. Kolejny człowiek zamknięty na nowe znajomości... A myślałam ze chociaż na tygodniowy pobyt znajdę kogoś do rozmowy.
-------------
*Mulat*

Siedząc już wszyscy za kulisami oddawaliśmy się czystej przyjemności. Czyli tradycyjnie chlanie. Oczywiście kto jest czarną owcą? Odpowiedź wydaje się że zna każdy. Valentina, która zgrywa grzeczną dziewczynę niemal w każdej nadarzonej sytuacji.  Kocham tą małą jak siostrę, ale jest przesadna z tą niewinnością.

   - Ej Greece. Zapalisz?- spytałem nieomal wybuchając śmiechem. Duff już spał, trudno się dziwić jeśli nie spał od 2 dni.
   - Nie, spadaj.- warknęła.                        
   - Słaba z ciebie sztuka - dodałem podchwytliwie.
   - Ta, czuję się urażona tym komentarzem.- załkała sztucznie.
   - Ej dawaj. Valentina już chyba każdy w Los Angeles se zapalił.- ciągnął rudy, najwyraźniej przyłączając się do mojej wypowiedzi.
   - Nie jestem jak wszyscy. A z resztą co mnie zbawi jedno paskuctwo.- nie wierzyłem własnym oczom, wyrwała mi z ręki papierosa i
włożyła go do ust. Wypuściła szarą smugę dymu, oddała mi go i ruszyła z dumą i mieszanką obrzydzenia na twarzy w stronę garderoby McKagana. Nie tylko chyba ja miałem dziwny wyraz twarzy. Nie wiedzieliśmy co się do końca stało... Szoda że ktoś tego nie uwiecznił na zdjęciu.


-------

Przetarła zaspane oczy piąstkami, przeciągnęła się w aksamitnie miękkim łóżku i spojrzała na zegar wiszący na przeciwnej ścianie.
Następnie na blondyna który smacznie pochrapywał, leżąc z głową wtuloną w jej piersi. Dziwnie czuła się po ostatnim incydencie z
papierosem. Była speszona. Ona i papieros? To jak Slash i Axl razem w łóżku... Dziwne
co nie? Ale tak właśnie było. Miała sobie za złe. Wiedziała ze mieszkając w mieście takim jak Los Angeles, gdzie roi się od wszelakich nałogów i innych paskudztw była na tyle silna i nie wzięła peta w zęby ani razu. Nawet po mimo nakłaniania się przez Loczka nie dała za wygraną, a taki jeden głupi wybryk i... Ugh.- pomyślała gładząc utleniane włosy mężczyzny. Podróż tak bardzo wszystkich
zmęczyła że nie byli skłonni wstać o 2. Normalne u domowników po koncercie, bo przecież jazda dwa dni autokarem to istny koszmar.                      
Nie mogła się nawet ruszyć, każda próba kończyła się jego pomrukiwaniem. W końcu otworzył oczy. Zsunęła się z poduszki wystarczająco tak aby być na równi z jego wzrokiem.

   - Dzień dobry.- pogłaskała go po policzkach.- Jak się spało? - Odetchnęła jego perfumam które jeszcze się trzymały. Uwielbiała ten zapach, dotyk i troskliwość z jego strony.
   - Lepiej być nie mogło.- przekręcił się i lada chwila wisiał nad nią. Podparł się na łozciach żeby jej nie przygnieść. Pocałował
ją namiętnie. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo to kochała, tak spędzone razem poranki. Najlepiej było się zrelaksować po długiej drodze i nieprzespanych nocach właśnie w ten sposób.


 (...)

    - Siemano laseczki.- do kuchni przyszedł Izzy. Noc po koncercie przespał w skórzanej kamizelce, podartych spodniach i koszuli... Kapelusz za pewne leżał gdzieś na poduszce lub pod łóżkiem.- Obudziliście mnie.- klepnął McKagana w plecy.
    - A ty co tak łazisz? Jedź po Sarę bo już po 3.- basista zanuszyl wargi w piwie i usiadł na stole.
    - Może na żyrandol cię jeszcze posadzić? Zmiataj z tąd.- zaśmiała się brunetka podchodząc do niego i dając mu klapsa ścierką.
    - Eee racja. To ja ide do łazienki. Jak coś to samochód wam zostawiam.- wydukał z uśmiechem na twarzy i udał się w stronę
wyjścia.

---------------------------

 *Sara*

   - Gdzie on jest? Umawialiśmy się na 4.- siedzialam na parapecie wpatrując się w miasto znajdujaące sie u moich stóp.- Mam nadzieję
że was też zabiorę.- spuściłam wzrok na kolana. Pusia, która chyba najmniej się tym wszystkim przejmowała smacznie sobie tam spała.
Joe i Kate paradowali gdzieś po pokoju. Walizki już spakowane więc chociarz to z głowy. Teraz stały tu tylko puste meble. Znaczy
w mojej części mieszkania no Evelina zgarnia ją terez dla siebie. Nie ma to jak starsze rodzeństo.  z resztą trudno się mówi. Zobaczy
się i tam jak jest w Los Angeles. Usłyszałam pukanie do drzwi, bez namysłu pobiegłam w ich stronę. Stał tam gitarzysta. Boże nie
sidzieliśmy sie zaledwie tydzień a tak mi go brakowało.


   - Tęskniłaś?- wyjął zza pleców bukiet dorodnych, czerwonokrwistych róż. Ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła. Miło z jego strony.
Moje ulubione, kocham kwiaty a szczególnie te.
   - Tylko troszeczkę.- wtuliłam się w niego z twarzą małej szczęśliwej dziewczynki, która widzi swojego tate po wyjściu z
przedszkola. Też mi porównanie... Ważne że się z nim widzę, po za tym że zobaczyłam go w telewizji jak gra na koncercie to
niepoównywalne uczucie. W końcu z nim zamieszkam.- pomyślałam już o tym jak to będzie, kiedy będe się budziła w jego łóżku już
codziennie, będe słyszała za ścianą bluźnienie Axla i Slasha. Ach...
   - A to?- spytał po minucie obściskiwania się i pocałunków. Ruszył w głąb mieszkania.- Obawiam się że będzie ciężko.- wlepił we
mnie smutne spojrzenie.

sobota, 14 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 12

 - Sara gdzieś ty była? Zresztą tak jak inn...- Włosy jak Wayne tylko trochę za kródkie.- Duff pajacu! Chcesz żebym zawału dostała?!- wywrzeszczałam po chwili zamyślenia.
   - Chodź.- pociągnął mnie w stronę ciemnego korytarza, całkiem ignorując to co mówię. Gdzie on mnie ciągnie?- zastanawiałam się ulegając. Weszliśmy do pomieszczenia, równie nie było nic widać. Jedyny blask to światło latarni, które tak zaciekle próbowało się przedzierać przez zasłony. Usłyszałam znajomy odgłos, zamykanie się drzwi a zaraz po nich przekręcanie klucza w drzwiach.
   - Duff nie!- podniosłam ton z grzecznego i cichego do całkiem głośnego, na tyle za mało że nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Wiedziałam co się kroi. Nie stać go na normalną rozmowę kiedy się uchla, ma wszystko w dupie.
   - Duff tak.- szepnął łagodnie, zbliżył się do mnie i lekko dotknął mojej
wargi, przytulając mnie tym samym.
   - Wiesz, że to sypialnia Stevena! Wkurwi się jak nas tu            
 znajdzie!- zawarczałam kiedy zza jego pleców zobaczyłam
portret wokalisty.
   - O a od kiedy to kicia przeklina?- mruknął mi do ucha. To nawet nie była rozmowa, ja wrzeszczałam a on zachowywał spokój. Wina trunków... Zaczęłam się cofać, kiedy i ten upadł na mnie. Wylądowaliśmy na łóżku którego dotychczas nie widziałam.- Wiesz że Cię kocham mysiu.- całował mnie po szyi i rozpinał tym samym sukienkę.
   - Bo mi ją zepsujesz!- zwróciłam mu uwagę gdy szarpał się z jej suwakiem, z którym i ja czasem miałam problemy
   - Kupię Ci nową. Kupię ci co chcesz.- szwy poszły, a w raz z nimi kreacja. Cała ta sytuacja mnie wkurzyła, ale co ja mogę negocjować w takiej chwili z upitym nieobliczalnym facetem? Pokój Stevena stał się miejscem w którym teraz chciałam najmniej przebywać.
   - O kurwa!- jęknęłam zaciskając mocno zęby. On zaśmiał się cicho tuż nad moim uchem, oblizując wargi.
   - Ciii.- wyszeptał troskliwie, przykładając delitatnie opuszek palca na moje rozstrzęsione wargi.

 Obudziłam się jakieś 3 godziny później, czyli 2 w nocy... Uniosłam się na łokciach i dostrzegłam jego bluzkę która leżała wymiętolona na skrawku łóżka, tuż obok moich nóg. Poczółam lekki ból przy miednicy, kiedy nachylałam się po nią. Z resztą wszystko
mnie bolało, ale w miare swoich możliwości wcisnęłam ją na siebie. Opadłam na poduszkę, Michael podparł się na łokciu w chwili gdy westchnęłam sama do siebie ciężko. Na dole grała jescze muzyka, dało się słyszeć wydzieranie mordy Slasha i Axla. Spojrzałam na niego obojętnie.

   - I jak?- spytał z uśmiechem, na co miałam głęboką ochotę odpowiedzieć "Srak, przecież sam wiesz, że dobrze". Wie, że cholernie dobrze. Nie powracałam do zadanego mi pytania, po prostu się do niego przytuliłam. Nie namyślałąm się
nawet żeby iść na dół zobaczyć co u imprezowiczów. Z resztą chyba nie byłabym w stanie pokonać progu drzwi samodzielnie. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą że jeszcze nikt nie wparował do pokoju.
   - Duff zobacz proszę czy nie ma żadnych śladów.- obudziłam się nagle.
   - Po czym?
   - Opakowań czy czegoś tam.- w głowie tliło mi się tak wielkie przerażenie że podparłam się na łokciach.
   - Spokojnie, byłem uchlany ale pamiętałem.- odpowiedział troskliwie i objął mnie. Znów wtuliłam się w jego umięśniony tors, którym kochał szpanować, zwłaszcza na plaży.

----------------------

 *Steven*

 W domu nie było nikogo prócz mnie, Izziego i Valentiny. Każdy pozamykał się w swoich pokojach i przez większość czasu nie oddawali
większych oznak życia. Valentina usnęła nad jakąś książką, a Stradlin coś brzdąkał. Siedziałem w salonie i oglądałem zdjęcia kiedy
usłyszałem solidne pierdolnięcie drzwiami. Wzdychanie które doskonale rozpoznałem.- McKagan?- zapytałem siedząc nieruchomo
nad albumem z fotografiami. Przed moją twarzą widniało zdjęcie moje i Samanty, to które tak bardzo lubiłem. Wyjąłem je delikatnie zza
foliowej okładki i umiejscowiłem w kieszeni, żeby potem postawić je na szafce. Do pokoju wszedł basista. Wkurwiony, przysiadł
na kanappie tuż obok mnie.- A tobie co?- spytałem marszcząc czoło. A pomyśleć że po koncercie w Meksyku w tym tygodniu, był wniebowzięty przez całe dwa dni.

   - Axl.- odparł ciężkim tonem zamykając oczy.
   - Niech no zgadnę... Poker?- z góry znałem odpowiedź. Wiedziałem też, że kolejny pobyt w Rainbow nie skończy się dobrze, kiedy Rose chodzi dumny z głową w górze. Prędzej czy później musiał dać plamę.
   - To już nie jest pierwszy raz kiedy odbieram go z komisariatu Steven.- skarcił mnie wzrokiem typu "to nie jest śmieszne". No bo nie jest. Na tyle sytuacji ile widziałem w klubie i on też chyba nie.
   - Duff, kiedy jeszcze nie znałeś Valentiny nie pomyślałbym w życiu że umiesz się zachować jak facet.
   - Wiem. Czuję się z tym lepiej.- stwierdził kiwając oznajmująco.- Gdzie ona jest?- spytał zapominając na chwilę o wokaliście siedzącym w samochodzie i o całej tej bójce. Na 100 procent podczas jazdy tutaj Axl próbował choć raz uciec z samochodu.  


 Jego niepochamowany, dziki rozum jest zdolny do takich rzeczy, jak wyskoczenie z auta przez bagażnik i skończenie marnego życia pod cysterną. Dziwi mnie tylko ten fakt że to już 3 raz w tym tygodniu. Pierwszy raz na imprezie u Tylera, po której miał niemalże
drgawki na całym ciele. Opaść i upić się jak... dobra tu nie ma porównania... Jak Slash... to już bardziej mi pasi.- Śpi u was w pokoju.- wskazałem na schody znajdujące się po prawej stronie.- A tak w ogóle pacz co ja tu mam.- dodałem gdy już zmierzał w ich stronę. Wyciągnąłem ku niemu zdjęcie które doskonale pamiętam. Valentina na baranach basisty i ten zjarany ryj Izziego i Slasha za
ich plecami. Jak dla mnie bąbowa fotka. Robię zajebiste zdjęcia.- stwierdziłem wręcając mu je.

 Siedząc ze sobą sam na sam słyszałem
jedynie ciche cykanie zegara. Wystarczająco ciche, aby w kąpletnej ciszy był nieustanną symfonnią strachu dla uszu. Najlepsze co
mogłem teraz
zrobić to dołączyć do nich i też się zdrzemnąć.- Dopiero 8.- wypowiedziałem
sam do siebie. W końcu do kogo innego miałbym mówić?
Byłem tylko ja. Axl jakiś czas temu przyszedł do domu, trochę                          

najebany. Mulat przed jakąś 7 nie zwracając na mnie całkowitej
uwagi. Może też się uchlał. Stado, bo tak chyba można było ich nazwać, zasnęlo pozostawiając w domu nieskazitelny spokój. Za skazitelny. Jak żyję nie słysałem jeszcze takiego czegoś. Przygasiłem lekko światło. Usiadłem na przeciw szafy w przedpokoju i
otworzyłem ją. Odkąd się wprowadziliśmy nawet tu nie zaglądalem. Nie wiedziałem że nie została opróżniona z zawartości i własności
poprzedniego lokatora.- Parasolka... Książki. Pewnie Valentina je przeczyta.- powiedziałem kładąc wszystko na bok. Przesiedziałem z
głową wetkniętą we wnętrze szafi jakieś 2 godziny. No i po tych 2 godzinach znalazłem to czego chciałem. Wyciągnąłem pudło pełne
kaset. Widniał na nim napis "1940 - 1980". Nie zastanawiając się ani chwili dłużej zabrałem je ze sobą i udałe się do swojego pokoju,
zostawiając cały pierdolnik z szafy na korytaru. Powiem, że to Axl.- pomyślałem siadając na łóżku.

   - Jejku!- wyrzyknąłęm ze zdziwieniem kiedy odsłuchałem pierwszą piosenkę.- Marilyn Monroe!

 W dalszych utworach usłyszałem Elvisa, The Door, Jimiego Hendrixa i wiele innych. Kocham taie starocia no i jeszecze te brzmienia
Beatelsów i ich "Help!". Wsłuchiwałem się w kolejne 20 kaset do 3 w nocy.

(...)

   - Czego chcesz pojebańcu?!- Wykrzyknąłem wreszcie. Nie wiedziałem kto i co stoi nad moim łóżkiem i napierdala mnie po mordzie.
   - Steven wstawaj!- usłyszałęm zasapany głos kobiety. Przetarłem oczy i zaraz wytrzesczyłem je widząc dzieczynę Duffa która
wlepiała we mnie spojrzenie pełne nadzieji na to że się obudzę.- Proszę cię chodź do kuchni!- ciągnęła mnie za ręke co skończyło się
bolesnym upadkiem na miękki dywan. Po mimo jego zacnej miękkości kości pośladka bolały mnie do czasu kiedy nnie przekroczyłem progu
kuchennego. Izzy, Sara, Samanta, Duff krzątali się po kuchni.

   - To która jest godzina?!- wydarłem się patrząc na nich szystkich.
   - Zamknij się bo obudzisz Slasha patafianizo. 5 rano.- syknął Izzy wyciągający z lodówki jakieś coś.- Dzisiaj jest 23, a nasz pan
Mulant ma urodzinki.- Osłupiałem z wrażenia. A przez  ostatni tydzień
miałem w głowie 23. Gitarzysta postawił prze de mną tort.                  
   - I jak? Sami piekliśmy...- twierdił uparcie, szczere nie wyglądał na taki który powstaćby mógł zza sprawą rąk gitarzystów.
   - Ja chce zrobić napis!- ruda czupryna wetknęła się pomiędzy mnie i Valentinę.
   - Serio? Pijana małpa poradziłaby sobie lepiej.- zmarszyłem czoło gdy smarował kremem po torcie, przetarłem jeszcze zaspane oczy.

 Do kuchni wleciał Slash. Powodujący owe zaskoczenie. Jakim cudem on wstał o tej godzinie?! Wszyscy nie wiedząc co mają robić po
prostu zaczęli krzyczeć a ja za nimi.- STOO LAAAT!!!- Na samo wejście do pomieszczenia Loczek wytrzeszczyl oczy, może to wina tego że
Duff w połowie wypowiadania zdania zwrócił krem na swoje dłonie. Żołądek i mi odmawiał posłuszeństwa... od kąd tu jestem a nie wiele
można zdziałać przez 15 minut, jedzenie mnie obrzydzało.

   - No to teraz zdmuchujemy świeczki i życzenie.- dziewczyny podeszły do niego z tortem na tacce i ustawiły na równi z jego torsem.
Nie namyślał się, jak przystało z zaskoczeniem i pożądnął mieszanką zadowolenia zgasił małe płomyczki których było na prawdę wiele.
Wyglądały trochę jak świetliki. Ale świetliki nie kręcą się o 5 rano po domu. Przez większość czasu nie tylko chyba ja zastanawiałem
się co mogło spowodować to poranne przebudzenie się ze snu, samego gitarzysty. Przylepił się do nas dziękując za wszystko.
Wiedziałem że na 100% zrobi imprezę. Dwa tygodnie temu u Tylera, po koncercie i teraz jeszcze on...

   - Halo? No siema skarbie wbijajcie na chatę o dzis wieczorem.- Slash już dawno wykręcił numery do... 20 osób?

 Całe popołudnie spędziłem jak sardynka zamknięta w puszce. Puszkâ stała się kuchnia która po mimo tego że dotychczas była jednym z
największych pomieszczeń w naszym domu, teraz kiedy przebywało w niej 8 osób było... jak w puszce... jeszcze Duff z cygarem w ryju,
stojący nad gotującą się zupą tajską, którą wszyscy tak uwielbuali.- Kurwa wypuerdalać z tąd!- warknąłem rozwcieczony kiedy Rose
dosypał mi niespodziewanie soli, bezpośrednio do dania. Dziś już środa, a w niedzielę koncert. Skęca mnie na samą myśl.




sobota, 31 maja 2014

ROZDZIAŁ 11



  - Możecie się ruszać szybciej?!- Axl nerwowo zszedł po szerokich schodach.
  - Puki co to ty latasz z jęzorem na wierzchu, podczas gdy wszyscy już są na dole.- odparł znużonym głosem Slash.
  - Jeszcze Valentina.- przypomniał basista, który niecierpliwił się tak samo jak reszta. Szybko zmienił nastrój      kiedy zobaczył dziewczynę. Schodziła w ich kierunku, nieco inna niż zawsze. Mała, szara myszka, którą                                                  dotychczas dostrzegał McKagan i z resztą cała część domowników,  
 przeobraziła się w kogoś kto jednym spojrzeniem onieśmielił tych                    wszystkich panów stojących przed nią.
 Miała na sobie piękną sukienkę, która odkrywała jej plecy. Włosy o niesamowitej objętości przyozdobione lokami i małą białą kokardką, którą miała na sobie w dniu gdy poznała tego jedynego. Do tego czarne, zamszowe, wysokie szpilki. Było to niecodzienne bo zawsze paradowała się w trampkach bądź balerinach. Na jej piersi spoczywał drobny, srebrny łańcuszek, wiadomo od kogo.



   - Ej mała to nas mają podziwiać.- zaśmiał się Loczek, podziwiając kreację brunetki.
   - Teraz to jesteś prawie wyższa o de mnie. To nie fair.- Steven zmarszczył brwi.- Ale wyglądasz pięknie.- dodał weselej kiwając do tego głową.
   - Eee... yyy... Ślicznie.- Duff nie wiedział co powiedzieć, zarumienił się całkowicie jak burak kiedy cmoknęła go w policzek.

 Dotarli na miejsce limuzyną o 19. Przez całą niemal podróż Adler siedział z uśmiechem od ucha do ucha, podziwiając samochód, jego
skórzane siedzenia i innych takich na czym oko można by zawiesić. Jako pierwszy wyszedł Axl, za którym ściągnął się nalot kamer,
następnie perkusista z Samantą, która ubrana była w granatową, suknię wieczorową, równie piękną. Zaraz po nich Izzy wraz z Sarą,
Duff i Valentina. Na końcu wyczołgał się gitarzysta, który machał na wszystkie fronty.

 Na sali panował półmrok, oświetlona została jedynie scena. Z pośród ważnych osobistości dostrzegli wiele znajomych twarzy: Michaela Jacksona, Paula McCartneya, Stevena Tylera i innych. Parę osób coś zaśpiewało, zostały rozdane nagrody. Przez większość gali Axl
nadmiernie dostawał drgawek, pociły mu się dłonie, reszta siedziała na luzie. Valentina i Sara bardziej już przejmowały tym wszystkim.
        

                                         

  Wreszcie wyczytano nazwę zespołu na którą to Duff ucałował z zadowoleniem Greece i pobiegł, a raczej
"pohasał" w stronę sceny ze Slashem. Widownia zaczęła klaskać, a także śmiać się z dwójki gitarzystów. Dziękowali wytwórni, osobom ważnym dla
nich, znajomym i innym. Po całym tym zamieszaniu, oklaskach i innych owacjach, organizatorzy przygotowali poczęstunek. Steven, jak
to Steven ciekawski wypytywał o przepisy dań, które stały przed nim kolejno ułożone na wielkim stole. Nie upili się na tyle bo wiadomo, są w ważnym miejscu, ważnymi osobami i nie może tego spierdolić alkohol, którego tak bardzo pragnęła piątka.

-------------------

*Axl*

 Co chce ten jebany telefon?- pomyślałem słysząc ten wkurwiający dźwięk, który zawsze sygnalizował wycieczkę do studia.

   - Czego?!- wydarłem się otwierając zaspane oczy i niemalże złamałem uściskiem urządzenie.
   - Siemasz. Co dzisiaj robicie.- usłyszałem po 10 minutach ciszy. Chyba ktoś otrząsał się z mojego wrzasku. Kto to do cholery?
   - Z kim rozmawiam?- spytałem szorstkim tonem, zastanawiając się jeszcze nad tym kim jest rozmówca.
   - Haha.- wybuchnął śmiechem głos.- Axl znowuś się najebał! To ja Steven Tyler baranie.
   - A to sorry. Wiesz jak się telefonuje o...- szukałem słowa i skierowałem wzrok ku zegarowi.- 4 nad ranem.- dodałem zdziwiony i
wystraszony.- To... można się wkurwić.- zaśmiałem się sztucznie.

 (...)

   - Chłopaki wybywamy na dżamprezę!- krzyknąłem z salonu, lada chwila wszyscy zbiegli się z różnych stron domu.
   - Jaka impreza?- Slash walił Izziego po plecach, który chyba zakrztusił się piwem.
   - Boże o co tyle chaosu?- wytrzeszczyłem oczy, na widok zdyszanych kumpli.- Tyler robi przyjęcie. Za 40 minut.
   - Człowieku! A ty to myślisz że w monopolowym stoi się 5 sekund? I to w Los Angeles?!- Duff naskoczył na mnie z pretensjami.
   - Weźmie się od Slasha. Ja bym się martwił bardziej o dziewczyny. One szykują się 2 godziny z czego 3/4 siedzą w...- zakasłałem,
niebawem wszystkie oczy skierowały się w stronę uchylonych drzwi łazienki. Dobrze że byłem już gotowy bo, to co się działo tam w środku to istny chaos.


--------------------

*Valentina*

   - Proszę!- odpowiedziałam miło, pukaniu w lekko uchylone drzwi. Zaraz zagościła w nich blond czupryna, przy której codziennie się
budzę. Przeczuwałam że Duff prędzej czy później tu przyjdzie. Nikt inny tu nie zagląda, chyba że Axl który z samego rana szuka
kłopotów i pałęta się od drzwi do drzwi.
   - Jedziemy za 20 minut. Bądź gotowa.- wypowiedział biegle chłopak, widocznie wycofując się z pomieszczenia. Chyba zastraszyłam go mimiką twarzy.
   - McKagan! Wróć!- rozkazałam, zdziwiona zachowaniem Duffa który był w trakcie schodzenia po schodach.
   - Tak?- wychylił zza futryny te "niewinne" oczka, przybierając do tego ten "słodki" głos. Czy on to robi żeby mnie rozczulić?
   - Chodź tu tumanie.- zaśmiałam się widząc strach na jego twarzy. Wiem że się boi jak się drę.- Gdzie wybywamy kolejnego
dnia?- nie chciało mi się już latać na jakieś imprezy, nie służą mi takie rzeczy. Nie moje klimaty. Co jak co ale jestem kompletnym przeciwieństwem Duffa.
   - Steven robi imprezę z okazji wczorajszego, iście ważnego dnia.- powiedział niby uroczystym tonem.- Który wygraliśmy.- uśmiechnął
się i z zadowoleniem wpatrywał się w moje odbicie w lustrze.
   - Jaki Steven?- Nie dość, że chcę sobie posiedzieć w domu, wolna od krzyków i wiwatów Loczka czy
Stevena to nie mam zielonego pojęcia do kogo jadę.- rozmyślałam udając się w stronę dużej szafy. Grzebałam a po chwili wyciągnęłam
białą sukienkę.- Mam nadzieję, że Izzy weźmie ze sobą Sarę?
   - Jeśli nie będzie świecić miniówą na lewo i prawo. A z resztą i tak będzie ślęczał przez większość przyjęcia nad kiblem.- dodał i obdarzył mnie ponownie uśmiechem.- Załóż jeszcze te o...- wskazał w głąb szafki, moim oczom ukazały się lakierowane, beżowe koturny,
które tydzień temu kupiłam, wyprzedzając przed tym Wayne.
   - Masz na myśli koturny?- wyjęłam je i popatrzyłam na niego ze współczuciem.- Nie są za ładne.- wykrztusiłam dokładnie
przyglądając się im.- założę baleriny, tradycyjnie. No i jeszcze to cudeńko.- ruszyłam w stronę komody i wyjęłam małe pudełeczko,
wyciągnęłam wspaniały naszyjnik od Duffa. Mieniła się na nim biała, mała perełka, która zaraz potem spoczywała na mojej szyi, kiedy
McKagan zapinał łańcuszek. Wyruszyliśmy taksówką no bo jak to Samanta ujęła "Chłopaki się najebią". I w sumie miała rację.

   - Siemano ziomy!- drzwi otworzył nam średniego wzrostu brunet, którego rozpoznałam od razu. Poczułam jak gorąca fala ogarnia moje ciało od wewnątrz. Aerosmith, no przecież! Zamurowało mnie totalnie, niby Duff powiedział że to będzie codzienność spotkać kogoś sławnego w ich pokręconym życiu.  
                                      
   - Slash towar.- przemówił szeptem Izzy który szturchnął go w bok. Zaraz potem weszliśmy do domu, a raczej oni. Basistę i mnie
zatrzymał wokalista.
   - Stary ja na twoim miejscu bym uważał.- powiedział nieco z nie pokojem, ciągnąc chłopaka za rękaw. Jego mina mówiła sama za
siebie, Duff nie miał o niczym pojęcia tak samo z resztą ja.- Wiesz jak taka lasia wejdzie do domu pełnego napitych dupków... To
już może nie wyjść twoja.- zmierzył mnie współczującym wzrokiem, zaraz potem wykrzyknął zupełnie odmieniony, porzucając to co mówił w zapomnienie:
   - A tak w ogóle to Steven jestem!- wybuchnął i wyciągnął wesoło w moją stronę wielką dłoń, którą uścisnęłam. Przedstawiłam mu się
grzecznie i ruszyliśmy z blondynem przed siebie. Jezu co ja najlepszego zrobiłam? Mogłam zostać w tym cholernym
mieszkaniu!- wypominałam sobie podczas gdy paru gostków nas otoczyło.

   - Ja pierdole! Duff to twoja dziewczyna?!- zapytał ktoś, kogo widziałam po raz pierwszy na oczy. Usiadłam przy stole w pobliżu
Sary, zostawiając gitarzystę ze znajomymi. Ostatni raz widziałam go wtedy jak jadł obiad, który nieco mi zaszkodził. Na przeciwko mnie siedział Adler i Steven do których po krótkim czasie dołączył Saul. Polubiłam wokalistę. Normalny, wesoły facet. Slash który schlał się jak prosię ciągle wywracał na stole szklanki i kieliszki chcąc zluzować trochę miejsca na stole, żeby się oprzeć. Zgubiłam z oczu także Wayne, która była dla mnie jedyną odpowiednią osobą w tym gronie.


 (...)

   - Steven?- zajrzałam do kuchni.- Przepraszam że przeszkadzam ci w... Co ty tak właściwie robisz?- pochyliłam się nad nim usiłując
dostrzec cokolwiek.
   - Kurczaka.- uśmiechnął się, z resztą on zawsze chodził uśmiechnięty. Zauważyłam też, że to imię nie bez powodu ma kulinarne
zdolności. Ale nasz Steven gotuje lepiej. Zdecydowanie. Uwielbiam kuchnię Popcorna. Tak, coś wspaniałego.
   - Gdzie znajdę łazienkę?- zapytałam po chwili rozmyślania nad potrawami, które świetnie przyrządza perkusista.
   - Skręcasz w lewo, masz schody, po nich na górę. Musisz iść w prawo, następnie...- zamyślił się.- następnie w lewo. Idziesz
korytarzem i wchodzisz do 3 drzwi po prawej.- wyrecytował.
   - A masz mapę?- zażartowałam robiąc rozkojarzoną minę.
   - Poradzisz se. Duff lubi inteligentne panienki.- mrugnął zadziornie i odkręcił się w stronę piekarnika.

 Nie byłam pewna czy to na pewno, ale chyba... tak! To Slash!- Saul! Saul!- ucieszyłam się gdy go
     
zobaczyłam od razu pobiegłam
w jego stronę.- Jesteś obeznany w tym domu! Gdzie do jasnej cholery jest łazienka!- wykrzyczałam aby usłyszał cokolwiek w tym
hałasie. Jako jedyny nigdzie nie wsiąknął jak cała reszta. Na chwilę odeszłam od stołu a Sary i Adlera już gdzieś posiało na
"parkiet". Odwrócił się do mnie i jak wiadomo oczywiście co? 2 godziny zabawy a on już ledwo łazi.
   - Sikaj na stół laska!- nie komentowałam tego i oddaliłam się, tak jak Steven nakazał w stronę schodów.

 Dobra jestem już na górze.- wypowiedziałam sama do siebie, jednocześnie dumna ze swojej orientacji w terenie. Jeszcze tylko... lewo? prawo?- zastanawiałam się kiedy poczułam na biodrach. Krzyknęłam, strach zawładnął ciałem, a w raz z dotykiem czyichś dłoni przeszedł mnie dreszcz.


_____________________________

Trochę krótki, ale jest! :D Tak a pro po... kto się wybiera na koncert Slasha? :3 / Duffowa

sobota, 17 maja 2014

ROZDZIAŁ 10

Zabrali się natychmiast do oddalonego o ok. 4km sklepu z rzeczami codziennego urzytku. Saul na przywitanie, widząc w sklepie wózkek na zakupy wladował się czym prędzej do jego środka. Axl sięgnął wzrokiem na półkę przedziału dziecięcego i wetknął Loczkowi butelkę do picia przeznaczona dla niemowląt. Było jej wstyd wchodzić do sklepu z bandą niewychowanych facetów. Ale co innego miała zrobić? Uciec? Nie wypadało. Po za tym musiała kupić kosmetyki i inne duperele.

   - Ej słuchajcie... mam pewien problem... związany z ciążą. - Rudzielec nieśmiało popatrzył na nich wszystkich. Cała piątka rzuciła na niego dziwne spojrzenie. Valentine ogarnęła nieprzyjemna fala gorąca. Nie wspominała jak bardzo nienawidziła takich tematów.
   - Nie mów mi że chcesz mieć dziecko.- Duff nieco przerażony spojrzał na Loczka a następnie na Axla.
   - Nie! Zwariowałeś?!- wywrzeszczał machając rękoma.- Około dwa tygodnie temu jak się kąpałem mądry Steven...- wokalista spojrzał na niego wyszczerzając sztuczny uśmiech.- Wlał mi do wanny płyn do mycia kibla. I teraz rośnie mi brzuch... Czy jestem w ciąży?
   - Spożywczej chyba.- zaśmiał się sam do siebie Slash.
   - Tak... Urodzisz kostki do kibla.- Izzy ze smutkiem poklepał rudzielca po plecach.
   - Ej, a jak to coś poważnego?- spytała brunetka z lekką obawą w głosie.                                            
   - Kochanie jesteś nadopiekuńcza.- przypomniał basista
   - Najwyżej pięcioraczki, Axl zostanie szczęśliwa mamą.- Syknął Steven"kradnąc" ów wózek    
   - Wiesz ja się dziwię temu że i on do tego wózka nie wlazł. Jak dzieci.- Izzy stracił resztki sił i wiary w ich zachowanie, rozejrzał się za alkoholem. Na liście ich zakupów znalazły się: kosmetyki, żywność, rzeczy codziennego użytku oraz fajki, Jack Daniels i inne tego typu. Z braku wózka zmuszeni byli wziąć drugi. Odchodząc od kasy przy drzwiach sklepu ujrzeli Stevena i Saula,
oraz dwóch umięśnionych ochroniarzy którzy trzymali chłopców zaciętych w kajdanki. O dobry boże, co tym razem?- Duff spytał sam
siebie.
   - O miło zobaczyć że dobrze się bawicie. No pochwalcie się.- Spytał surowo basista.
   - Proszę spojrzeć na alejkę nr2 Panie McKagan.- Wymamrotał jeden z mężczyzn i wskazał palcem. Wzrok całej czwórki powędrował w
     tamtą stronę.
   - Auć. A co takiego zrobili.- zapytał Izzy krzywiąc się na widok poprzewracanych półek.
   - Ten tu.- wskazywał na Stevena.- jeździł jednym z wózków w którym znajdował się jego kolega. Urządzali wyścigi goniąc i taranując spłoszonych klientów po tej oto alejce. - wskazał przed siebie.- Zobaczyliśmy jak zza półek uciekają ludzie a nad nimi widać kolorowe fontanny. Powstały one zapewne w wyniku wyrzucenia przez tych wymoczków mentosów do zawartości butelek z napojami gazowanymi. W końcu przywalili w jedną z półek na której znaleźć można napoje. Oto przedstawienie zdarzeń z naszego punktu widzenia.- wytłumaczył mądrze koleś.
   - Czy wy całkiem straciliście resztki mózgu? Mogliście komuś coś zrobić!- wstrząsnęła Valentina wypuszczając z rąk torby z zakupami.
   - Zero odpowiedzialności. Zero.- pokręcił głową podirytowany Stradlin współczując z jednej strony kumplom.

 Axl ze złością wręczał pieniądze za odszkodowanie. Mieli już coraz mniej kasy, ale na szczęście koncert już niedługo. Wszyscy w komplecie wsiedli do samochodu, co prawda w nie przyjemnej atmosferze. Rose oraz Duff siedzieli tak nafuczeni że nikt nie miał prawa się odzywać. Cisze przerwał jednak basista który nie mógł powstrzymać się od opierdolenia dwójki.

  - Myślicie że możecie robić co chcecie i skakać ludziom po łbach jak jesteście sławni? Trochę rozsądku ludzie! Prosiłem żebyście nie zachowywali się jak zwierzęta. Spadnie nam kariera.

 W domu każdy trochę ochłonął. Rudzielec, McKagan, Valentina i Izzy roznosili i ustawiali zakupy. Zaś Steven i Slash mając wszystko głęboko w dupie udali się do basenu. Pozostała czwórka rozpakowała już 6 z 9 wypchanych po brzegi toreb. Axl usiadł na blacie i bawił się owocami, żonglował trzema mandarynki.
   - Wow ale super dasz radę więcej?- spytała brunetka wychylając głowę zza szafki kuchennej. On przystanął bez słów głową. Valentina i Izzy rzucali mu kolejno banany, jabłka, gruszki i inne tego typu pyszności. W kuchni unosiły się śmiechy i brawa. Nad ruda czupryną krążyło już 8 sztuk owoców a na twarzy wokalisty widziało zdumienie i powaga.
   - A ciekaw jestem czy uniesiesz też to.- zarechotał Stradlin cisnąc w Rosa wielkim, zielonym arbuzem. Jednak nie oberwał on tylko szyba okienna. Po chwili spływały z niej czerwone krople soku oraz zielonkawe odłamki owocu. Wszyscy nie wytrzymali z jego miny i zaczeli głośno się chichrać. Każdy kto chociaż trochę zna Axla i jego temperament może się łatwo domyślić co było dalej. Czym prędzej chcąc popisać się przed nimi ruszył w pogoń. Gdy obaj biegli w każdym zakątku mieszkania słychać było zdzieranie gardła i popiskiwanie. Izzy wbiegł po schodach na górę i czym prędzej wśliznął do salonu, a prosto za nim Axl. Wybiegli na balkon popychając się i łaskocząc. Wkońcu wokalista nie wytrzymał ze śmiechu i wywalił gitarzystę przez barierkę. Chłopak upadek zakończył szczęśliwie lecz na miejscu poszkodowanego znalazł się Popcorn. Wpadł do basenu z wielkim hukiem wprost na perkusistę pijacego piwko.
   - Ups. Przepraszam kochanie!- syknął rudzielec szczerząc się i wychylając głowę ku wodzie.
   - Ciekawe czy wiewiórki umieją pływać?- Zawołał na całe gardło Duff wbiegając na balkon i wypychając Axla . Niebawem Michael dołączył do nich z hukiem   skacząc i robiąc dwa salta.
Normalne zachowanie. Valentina lekko zaśmiała się patrząc na nich.
   - Wyglądacie jak ostatnie głupki!- przyznała brunetka.
  
 Pod dom podjechał szary samochód. Lśniący i piękny. Malarce spodobało się cacko. Właścicielem c była blondynka. Na jej głowie znajdywał się biały, szeroki kapelusz. Oczy zasłonięte przeciw-słonecznymi okularami. A to kto?- pomyślała dziewczyna basisty wychylając się zza barierki. Weszła do domu.



   - Jestem Sara Wayne. Dziewczyna Izziego, to już z pewnością wiesz.- Lada chwila stała za 18-nastolatką. Pocałowała ją pośpiesznie w policzek z obu stron.- Izzy pewnie dużo ci o mnie opowiadał.- powiedziała z dumą i pewnością siebie smarując usta czerwoną jak krew szminką.- No Valentina z tego co o tobie słyszałam to dobra dupa z Ciebie?- Dała jej kuksańca w bok. Malarka nie miała pojęcia skąd wie jak się nazywa. Widziała tą kobietę pierwszy raz w życiu.
   - Nie ja...- zaczęła nieśmiało.
   - No i chłopaki mieli rację.- zaśmiała się przerywając brunetce.- Jejku masz śliczną sukienkę!- wpadła w zachwyt.- Gdzie ją kupiłaś?- spytała licząc na odpowiedź.
   - E... ja...
   - Dobra nieważne.- zapaliła papierosa.- Palisz?- wyciągnęła w jej stronę paczkę mentalowych. Wayne mówiła tak szybko i precyzyjnie, że Valentina słyszała tylko ¾ rozmowy.
   - Nie.- odpowiedziała wesoło.
   - A nie przeszkadza Ci jak sobie zapalę?
   - Nie, przywykłam już
   - Co zwykle malujesz?- 20latka zadała pytanie już na poważnie.
   - Pejzaże, portrety, kwiaty. Właściwie to wszystko.- odparła czując się w swoim żywiole.
   - Uuu.- pochwaliła ją.- Masz piękne włosy.- ale nie za to co Valentina miała na myśli.
   - Dziękuję.- odpowiedziała jej słodko.
   - I jak się z nimi mieszka?- wypuściła smugę dymu prosto w twarz koleżanki. Malarka zakasłała.
   - Całkiem dobrze, tylko sprzątanie za nimi to masakra. Idą przez cały dom i rozpierdalają wszystko po kolei. I tak w kółko.
   - Zobaczysz będzie tu porządek. Już niedługo.- zerkała na chłopców z politowaniem.
   - Czemu?- spojrzała z nie wyrazem.
   - Bo wprowadzam się tutaj. No no muszę przyznać że Axl zna się na rzeczy.- pokiwała głową i rozejrzała się dookoła.- Wiesz Francja to wspaniały kraj. Zazdroszczę Ci.- przyznała.- Świat mody i w ogóle.- Czy wszyscy macie mi to zamiar uświadamiać?- pomyślała bezradna Greece. Wayne wydawała się jej być pustą lalą z pełnym portwelem. Po mimo to polubiła Sarę, nie znała z otoczenia żadnej płci damskiej. Dotychczas zmuszona była zmuszona obcować z piątką niewychowanych facetów.
   - Od kiedy jesteście z Izzym?- spytała opierając się o obręcz.
   - Tydzień.- powiedziała obojętnym tonem.
   - Siema!- Steven dostrzegł jako pierwszy dziewczynę Izziego. Zaraz wszyscy przywitali się z nią chórem.
   - Hej, hej.- pośpiesznie im odpowiedziała.
   - Jak tu wleciałem to z bokserek mi się stringi zrobiły! A wy rozkosznie się śmiejecie i plotkujecie- jęczał Axl ganiając basistę po całym basenie. Jak dzieci.
   - No dalej, a może mile panie nam potowarzyszą?- Zaproponował Saul zachęcając dziewczyny ruchem ręki aby wskoczyły do wody.
   - Nie ma mowy jest za zimna! - Narzekała Sara i na samą myśl o zimnie zaczęła się trząść.- A po za tym mam na sobie drogą sukienkę. Zmierzyli ją znudzonym spojrzeniem.
     Steven wyczołgał się z basenu i chcąc udać się do kuchni po piwo zaliczył porządną glebę prosto na śliskich i mokrych  płytkach.- Jebana podłoga!- krzyczał wijąc się z bólu.
   - To jest kostka kretynie. Podłogę masz w domu.- pouczył go Izzy podpływając do Adlera leżącego na brzegu basenu.
   - Nie Popcorn stój! Zachlapiesz cały dom zanim doleziesz do kuchni.- wstrząsnęła powstrzymując go panna Greece. Obydwie udały się po napoje, po drodze blondyna podziwiała przestronne wnętrze domu. Po pięciu minutach zjawiły się z 5-cioma butelkami. Rzucały je kolejno chłopakom którzy wyglądali niemal jak foki skaczące i bijące się o sardynki.
   - A czy nie jest już za późno na kąpiel?- spytała dziewczyna Izziego.
   - Bez przesady, jest godzina 9 wieczorem mała.
   - No właśnie Saul wieczorem!- dodała Valentina.
   - Ile zamierzacie tam jeszcze stać? wskakujcie!- Dodawał otuchy Duff klaszcząc na zachętę.
   - Nawet nie ma mowy McKagan.- pogroziła mu palcem blondynka          
, czym prędzej poszły do domu aby ogrzać się przy lampce wina i omówić wszystkie sprawy oraz lepiej się poznać. Pozostali zaś wydurniali się w basenie do około 11 w nocy. Przez ten czas zdążyły się razem pośmiać i poznać. Samanta wydawała się być normalną i wesołą dziewczyną której można zaufać.

(...)

 Valentina leżała na łóżku. Duff leciutko uchylił drzwi i po cichu zakradł się do dziewczyny.
 
   - I tak Cię słyszę...- burknęła brunetka leżąca tyłem do basisty. W jej objęciach znajdował się szary miś od Duffa. Wiedział już, że Sara próbowała upić dziewczynę. I się jej to udało.

  - Ej to dziś w sklepie z tym dzieckiem...-  szepnął siadając obok niej, chciał chwycić ją za rękę, ale ona najwyraźniej w świecie mu na to nie pozwoliła. Dziś na zakupach jedna najmniej wypowiadała się na ten temat. Nienawidziła dzieci.
 - Daj mi spać.- powiedziała chłodno, przypominając sobie całą tą sytuację. Odsunęła się na drugi koniec dużego łóżka
 - Chce Ci tylko powiedzieć że...- Tu nastała minutowa cisza.
 - Czekaj. Co Ty masz na myśli?- przerwała niezręczną chwilę, odkręcając się w jego stronę ze strachem w oczach.
   - Nie pracujesz... Teraz mamy dość kasy i...No... Wiesz... Yyy- nie wiedział jak ma to powiedzieć.- Dziecko...- przełamał się, słowo w trudnością przeszło mu przez gardło a gdy już to zrobił uśmiechnął się lekko i zaczął się do niej dobierać tak aby tego nie zauważyła. W jego oczach wyglądało na to że oddaje mu się cała i najwyraźniej spodobał się jej pomysł. Po krótkiej chwili gdy McKagan zsunął dłoń na jej piersi jakby nagle oprzytomniała.
   - Duff?!- krzyknęła piskliwym głosem wymykając się spod jego objęć i uciekając na drugi koniec łóżka. Bała się go. Co ty sobie do cholery myślisz?!- krzyczała na niego w myślach.
   - Słucham?- starał się sprawić wrażenie grzecznego i uprzejmego.
   - Ja mam 18 lat!- tłumaczyła nerwowo.
   - To już wiem.- Nic sobie z tego nie robiąc złapał ją za nogę ze złym uśmieszkiem na twarzy i przyciągnął do siebie na tyle blisko aby nie mogła się uwolnić.
   - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- strzepnęła jego rękę. Nie przerywał czynności, gwałtownie ujął jej blade usta pocałunkiem.- Opamiętaj się! Co ty odwalasz?!- nabrała oddechu, syknęła przez zeby. Miała tego serdecznie dość. Przez myśl jej nie przeszło że nie może z nim przetoczyć normalnej rozmowy.
   - Próbuje cię uciszyć.- odszepnął zupełnie zapominając o jej pretensjach. Chciał żeby się rozluźniła. Faktycznie miał rację poczuł smak alkoholu.
   - Duff!- nie wytrzymała. Wcale nie chciała tego robić ale nie miała wyboru, przyłożyła mu po buzi.
   - Ał!- pogładził swoją twarz patrząc na dziewczynę z lekką złością. - Czy ona jest aż tak kurewsko na mnie ciętą?- rozmyślał wpatrując się w jej oczy.
   - Masz mózg?!
   - To podchwytliwe pytanie.- wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu.
   - Ten proces jest bezbolesny, naprawdę.- okryła się kołdrą i zmroziła go spojrzeniem.
   - Co?!- jęknął Axl który usłyszał co nieco zza szpary w drzwiach. McKagan rzucił w jego stronę kapciem dziewczyny, udało mu się wycelować w twarz. - Hahaha ty i dziecko?- zakpil Rose niemal wijąc się ze śmiechu po podłodze.
   - Tak. Coś ci nie pasuje?- skarcił go spojrzeniem.
   - E! Valentina i Duff będą mieć... dzidziusia!!!- zaczął wydzierać się na całe gardło, po chwili w drzwiach zagościła także twarz Izziego, za którym także przyleciał intensywny zapach papierosów.
   - Serio?- odezwał się.
   - Nie widzicie że ona NIE CHCE o tym gadać.- Wypowiedział przez zęby. Kierując pięść w stronę kumpli.
   - O co chodzi?- spytał Steven wraz z Saulem przepychając się przez szparę, aby cokolwiek zobaczyć. Steven nieokazjonalnie jak zawsze z pałeczkami.
   - No bo... Valentina jest w ciąży...- wyszeptał Axl zerkając kontem oka na basistę, tak aby ten znienacka nie cisnął w niego następnym butem.
   - O będziecie mieli dziecko? Mogę być chrzestną?- spytała Sara wbiegając do pokoju w samym rzeczniku i maseczce.
   - Wow.- oczy Slasha zawiesiły się na pół przysłoniętych piersiach Wayne.
   - Ej spierdalaj od niej Hudson.- zasłonił ją Izzy.
   - ILE WAS TU JESZCZE KURWA WLEZIE?! NIE MA I NIE BĘDZIE ŻADNEGO DZIECKA DO JASNEJ CHOLERY!- Nie wytrzymała. Wykrzyknęła wyganiając wszystkich z pokoju, wskazując na białe, dębowe drzwi. Posłuszni dziewczynie wyszli z pomieszczenia ze smutnymi minami.
   - Sorry, poniosło mnie.- McKagan owinął ją kołdrą. Zmierzyła go wzrokiem typu: " Ty chyba sobie kpisz?". - Ej przepraszam...- pogładził ją po policzku. Valentina z premedytacją go obserwowała. Na jej twarzyczce widniał nadal "foch". W środku zaczęła przemyślać sobie całą sytuację. -Jak on mógł w ogóle.... Ugh...- rozmawiała z myślami. Pocałował swoją drugą połówkę w czoło i odkręcił się na bok.

----------------------
*Duff*

 Kurwa, czy ja muszę zawsze wszystko spierdolić? Ale nie musiała się od razu obrażać na cały świat... Tak?- leżałem ze wzrokiem utkwionym w suficie. Za oknem panował mrok, tak samo z resztą jak w sypialni. Jedyne światło rzucał księżyc.        
Nie mogłem spać, nie bez niej. Czemu ona jest taka... Cicha i płaczliwa? A może to moja wina? Może moim problemem jest ćpanie?- spojrzałem na komodę. I już po chwili gdy moje stopy dotykały wykładziny miałem wstać. Zatrzymało mnie uczucie którym darze dziewczynę. Westchnąłem mając na sumieniu ciągłe udawanie. Powoli zaczynałem się w tym wszystkim sam gubić. Czuję się... Jak... kurwa brak mi słów! Zwyczajny palant.- ostatnie wypowiedziane słowo.

wtorek, 13 maja 2014

ROZDZIAŁ 9


  *Valentina*

 Nastało rano. Chcąc udać się do kuchni, aby nalać sobie wody zobaczyłam pewną dziwną sytuację. Kiedy przechodziłam obok łazienki na
parterze zastałam tam Stevena który smacznie śpi zwinięty w kulkę na miękkim, niebieskim dywaniku. Miałam przeczucie że zaraz z moich
oczu potoczą się łzy. Był to tak głupi i zarazem śmieszny widok że ledwo co powstrzymałam się od śmiechu. Zatrzymałam się tuż
naprzeciw niego, trąciłam go patykiem który leżał tuż obok niego. Zastanowiłam się czy żyje, gdy tylko usłyszałam jak Popcorn
reaguje przeklinając udałam się w dalszą drogę. Gdy już przekroczyłam próg drzwi kuchennych od razu sięgnęłam po butelkę wody.
Poczułam że moje pragnienie gaśnie kiedy
 tylko nabierałam kolejny łyk. Stojąc tuż przy                          
oknie moje uszy usłyszały jak ktoś bluźni
i krzyczy prawie wycieńczony. To był Axl. Przecież wszędzie rozpoznam ten jazgot. Pewnie usiłuje
Szybko zerwałam się z miejsca, założyłam czarne, "wytargane" glany Duffa i pośpieszyłam w tamtą stronę.

   - O hej Valentina! Ty chociaż się mną przejmujesz. Który mnie tu kurwa zamknął na całą noc?! I po co?- Krzyknął zbulwersowany
wyczołgując się spod lekko uchylonych drzwi. Chyba był uradowany tym że nie musi już gnić w zimnym pomieszczeniu wśród pająków i
różnych paskudztw. Nie mówiłam mu wcale o tym że na głowie leży gęsta pajęczyna.
   - Wiesz były powody które zmusiły nas do tego.- Parsknęłam śmiechem. Chyba tylko i wyłącznie on nie wiedział jaki bajzel zrobił.
Następnie obydwoje przywędrowaliśmy z powrotem do domu. Przez całą drogę nie odezwał się już ani słowem. Nie przeszło mi przez myśl
że będzie to tego zdolny. Rose udał się w stronę jedynej wolnej sypialni i rzucił się na łóżko.
Ja powędrowałam do swojego pokoju. Jej dziś sobota, Steven pewnie znów nagarnie nas na zakupy. Wchodząc ze zmęczeniem do sypialni
oparłam się o futrynę, mając przed oczami nagłą pustkę. Cholera, nic nie widzę. Czułam tylko jak Duff złapał mnie za rękę. Wszystko prysło. Usiadłam na łóżku.
 
   - Ktoś już wstał?- Spytał siadając po turecku naprzeciw mnie.
   - Tak wyciągnęłam Axla z garażu zanim by was wszystkich pobudził.- uśmiechnęłam się.
   - No trudno.- rzucił znużone spojrzenie.- Mam ważniejsze rzeczy na głowie.- Mruknął rozwiązując mój biały szlafrok. Musnął
     delikatnie mój policzek ustami. Wargi Duffa były gorące. Powoli nasze usta złączyły się w pocałunek. Jeju jak on bosko
     całuje- pomyślałam. Nie ukrywam tego że jednak ciut byłam spięta. Do pokoju wparował Izzy. Myślałam wtedy tylko o tym żeby
     przyłożyć mu porządnie młotkiem do kotletów. Czy nawet w sobotę rano nie ma poszanowania dla ludzi?
   - Ej Axla nie ma w garażu!- Serio? Czy on jest już całkiem ślepy? Mieszka obok sypialni Rudego.
   - Czy nie widzisz że jestem zajęty.- Duff całując mnie po szyi, zerkając kątem oka na chłopaka.
   - Jest w swoim pokoju.- dodałam pośpiesznie, żeby tylko sobie polazł.
   - Ale... A z resztą.- wypowiedział udając się do Axla.


   ---------------


  W pokoju spał wokalista, niczego jeszcze nieświadomy. Izzy postanowił go odwiedzić. Cały pokój jeszcze lśnił,tylko oprócz tego
brudasa leżącego w pościeli.

   - Wstawaj kurwo!- Wrzasnął skacząc na niego. Lądowanie nie było za miękkie. Bardzo bolesne.
   - Co ty do cholery odpierdalasz?!- uniósł się, gwałtownie wstając z łóżka.- Chcesz żebym dostał zawału?!- z powrotem się położył
  - A jak ci się zdaje? Wśtajemy nie śpimy.- połaskotał go po nogach, słodkim głosikiem denerwując tym samym Rudego.
 - Kurwa wypierdalaj.- zmęczonym głosem,  podrapał się po
głowie.
  - No dobra idem dalej.- westchnął,
 dając mu spokój. Jednak Axl wcale nie powrócił do przemyśleń.
 Leżał w łóżku i palił fajka za fajkiem.
 Gitarzysta nie wiedział co mu odwaliło. Chodził po całym domu. Poszedł obudzić Stevena. Czy ja nie mam nic lepszego do roboty?- pytał sam siebie, nudziło mu się od cholery.


    - Izzy skończ te swoje pieprzone pielgrzymki o 7 rano i wyjazd na dwór!- pogonił go Slash, który nawet nie otworzył jeszcze oczu.

 Gitarzysta poszedł więc na zewnątrz. Obczaił garaż i rzeczy znajdujące się w nim.

   - Czy ciebie całkiem pojebało?!- Duff wyszedł na balkon w samych bokserkach.- Stradlin?!- Zawołał głośniej. Zagłuszał go dźwięk.
     Głośny silnik kosiarki którą kierował chłopak. W niczym nie pomogło. Basista i Popcorn poszli po szlauf. Trzeba go było
     przywołać do świata normalnych zimną wodą.
   - Co kurwa?- wyłączył sprzęt czując na plecach i karku zimno.      
 - Jest godzina 7:30. Cały dom śpi. I nagle słyszysz to.- Steven
 wskazał ręką a kosiarkę.- Pod twoim
     oknem zjawia się takie cacko, które wyje jak stereo z dziesiątkiem         
wzmacniaczy. Czy nie jesteś wkurwiony?- spytał z oazą spokoju.
   - Podziwiam.- odpowiedział mijając się z celem pytania,
z zachwytem patrząc na maszynę.     
  -------------

 *Slash*

Popołudnie spędziliśmy następująco: Ja i Popcorn sobie wypiliśmy, Duff i Valentina siedzieli razem w pokoju. Chyba tylko rozmawiali... bo nie słyszeliśmy żadnych jęków i krzyków. Izzy gdzieś pojechał, a Axl spał. Wyszliśmy około 19 na miasto. Godzinę później, kiedy syci wracaliśmy z baru Steven zatrzymał się na środku ulicy, po czym krzyknął.

                                                      - WESOŁE MIASTECZKO! LUNAPARK! CHCE!                                                               CHCE! PROSZĘ!- Błagał wskazując na miejsce w którym                                                            znajdowały się namioty, wielkie
                                                         maszyny, przyczepy i wiele innych atrakcji. Wyglądał jak mały, rozpieszczony szczyl.- Serio?-
                                                       pomyślałem patrząc na niego. Nie miałem ochoty na spędzaniu  
kolejnego dnia jak debil i uciekać z wywalonym jęzorem.
   - No w sumie można by...- Dodał Izzy uśmiechając się.
   - Łiiii!!!- Wpadł w pisk. Za nim się obejrzałem przebiegał przez bramę tego jakże cudownego miejsca,
   - Co ja tam kurwa będę robił? Patrzył jak małe bachory wkurwiają ludzi na każdym kroku?- Narzekał niechętnie wchodząc do
dziecięcego raju, którego pragnął podekscytowany perkusista.
  - Wolisz gnić i parować ze smrodu w chałupie? Rusz dupę i chodź to miejsce jest dla ciebie.- Odwarknąłem patrząc jak
    Steven zapierdala przez tłumy ludzi.
  - Czemu niby?- spytał marszcząc brwi.
  - Bo masz geny orangutana.- Zachichotałem uciekając przed rudzielcem który po drodze rozdeptał i poprzewracał parę dzieciaków.
Wiedziałem że poniosę tego konsekwencje, ale było warto. Za plecami słyszałem tylko przeróżne wyzwiska od przyjaciela któremu niemal
z ryja leciała piana. Wziął, a raczej ukradł młotek z jakiejś maszyny i usiłował przypieprzyć mi prosto w łepetynę.

~ ~ ~ ~

 Nagle w głośnikach zabrzmiał basowy głos prowadzącego:

   - Kto spróbuje swych sił i na 5 minut stawi się przeciw ?! Czy są chętni?!- I w tej chwili basista poderwał się żwawo i
     wskoczył na wysokie wzniesienie.
   - Oto mamy ochotnika! Pan Duff McKagan!- Przemówił patrząc z szerokim uśmiechem na gwiazdę. Tłum piszczał i wiwatował na cześć
     ujrzenia członka GN'R. Valentina przez nikogo nie była słyszana. Nikt nie słyszał jej krzyków: " Duff głupku nie rób tego! Zabije
     cię tym cielskiem!". Już po niecałej minucie blondyn sał na ringu w samych spodniach, naprzeciwko niego stał potężny mężczyzna
     ubrany w czerwone spodenki i z maską na twarzy. Z początku wyglądało to jak jakaś zabawa.
   - Kurwa on tam robi?!- Zawołał Axl przeczołgując się pod tłumem tuż do Valentiny.
   - Musi czymś zabłysnąć!- Krzyczała jak najmocniej mogła.- A Saul?! Gdzie on jest?!
   - Ten idiota?! Pewnie kradnie dzieciom watę cukrową!- Wtrącił się Adler zjawiając się błyskawicznie obok.
   - Mamy nowego zwycięzce! Co Pan sobie życzy za wygraną?!
   - Tego wielkiego, słodkiego misia.- Zawołał wyszukując wzrokiem Valentiny i wskazując na maskotkę. Był to nad wyraz wielki pluszak
z czerwoną kokardą obwiązaną w okół szyi. Chłopak skoczył w tłum w wygraną i czym prędzej zaczął uciekać wraz z nią, Axlem i
perkusistą przed fanami, niosąc miśka na plecach i trzymając dziewczynę za ręce. Gdy już byli w bezpiecznym miejscu znaleźli Loczka
który zarywa do jakichś panienek i czym prędzej zgarnęli go po drodze.


----------------------


 *Duff*


   - Dzwonili do mnie z Geffen! Bo do tego rudego wyjca nie mogli się dodzwonić i powiedzieli, że za dwa dni idziemy
     odebrać platynową płytę! – powiedział z triumfem Izzy.
   - Wow. To zajebiście!- wytrzeszczyłem oczy, nie do końca w to wierząc.
   - Haha mówiłem że będzie najlepsza!- Axl z dumą i usiadł na kanapie.
   - Steven jedziemy odebrać platynową płytę!- powtórzyłem żeby nasz "kucharz" usłyszał. Coś chyba wypadło mu z rąk.
   - Co?! Kiedy?!
   - Sobota.
   - Zajebiście.- ucieszył się.-Kurwa trzeba jechać po zakupy. Nie ma co żreć!


sobota, 26 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 8

    *Saul*


 Drzemałem smacznie w cieplutkim łóżku puki nie obudził mnie potworny, skrzeczący jęk tego rudego... uhg! Zaraz mu przyjebie.

   - AAAAAA!!! CO TO DO CHUJA JEST?!- Produkował się z samego rana Rose, stojąc przed lustrem w łazience i zwalając wszystko z
 szafki prosto na podłogę.- Jebane kurwy! Komu tak wesoło było?!- Tiaaak i te zaburzenia Axla. Nie dość że tęsknie za Rickiem to z samego rana jeszcze to.
   - Kurwa stul ten jebany ryj!- Krzyknął Duff ze swojego pokoju. Nie miałem pojęcia czy zareagować słowami czy przemocą fizyczną.
   - Zamknij tą gębę bo ci przypierdolę! I się skończy bal murzynów!- Usłyszałem Izziego, który jeszcze praktycznie spał. Czy  ten dom musi być taki porąbany?- pytałem sam siebie z rzalem patrząc w stronę łazienki.
   - KTO MI OGOLIŁ BRWI?! KTO?!- Teraz na korytarzu stało już dwóch idiotów: Steven lusterkiem w ręku oraz Rose tuż obok mojego pokoju. Przed oczami miałem obraz twarzy perkusisty. Fakt, wyglądał beznadziejnie.
   - SPOKÓJ DO CHOLERY! Debile jest godzina 6 rano! Wczoraj po pijaku se obydwoje brwi goliliście!- zagrzmiał Duffi
   - Co ty kurwa pierdolisz?!- Spytał oburzony Axl. Zaraz po tym słyszałem jak wokalista otwiera z hukiem drzwi od sypialni basisty.
   - Wynocha stąd zanim wezmę wiatrówkę.- zapewne miział się z Valentiną.
   - Jak ja będę wyglądał?! Jak klaun!- skarżył się.
   - Fascynujące. Dokończ za drzwiami!

 Nasz pęmp świata zaczął klnąć pod nosem, kopnął w futrynę i wyszedł z perkusistą. Zatrzasnął drzwi z taką siłą że niemal wypadły z zawiasów. Zastanawiam się czasem co takiego mu ktoś w życiu zrobił.
Wcisnąłem się w dzinsy oraz skórzany czarny pasek. Nic się nie zmieniło. Jak co dzień z rana nieprzyjemna atmosfera.
Za około godzinę wszyscy powstawali i razem weszliśmy do kuchni, byliśmy w szoku. Popcorn czytał gazetę i palił, to co zawsze. Rudzielec pił wodę. Mam zwidy- pomyślałem, oczy całkiem wyszły z orbit.

   - CZY TY PIJESZ WODĘ?- Spytałem z niedowierzaniem, rozszerzając buzię. Kierowało mną teraz tysiąc dziwnych uczuć czy myśli. Kto jak kto... ale on? Zawsze tylko łykał alkohol.
   - Tak? Zabronisz mi?- spuścił wzrok na mnie.
   - Łuuuuu! FANFARY STRZELAJĄ, STANIKI LATAJĄ!!! AXL NAPIŁ SIĘ ZWYKŁEJ WODY!- Dodał Izzy klaskając i wiwatując na cześć jakże niecodziennego wydarzenia. Rudzielec zmierzył nas obojętnym spojrzeniem.
   - I gdzie masz wiatrówkę? Co Duff?- Spytał kpiącym głosem wokalista.
   - A gdzie ty masz swoje brwi?- Odwarknął McKagan.
   - Hej.- do kuchni weszła laska Stevena. I w takich momentach gościowi współczuję...
   - No siemaneczko.- rozpromienił się Adler podrywając się z krzesła w jej stronę. Nie chce nawet wiedzieć co się stanie kiedy...
   - Czemu ty nie masz brwi?!- wybuchnęła piskiem Samanta. No i będzie wpierdol.- pomyślałem siadając na blat kuchenny nie
     spuszczając z oka tej dwójki.
   - Kochanie daj spokój.- byłem bliski płaczu... oczywiście ze śmiechu.
   - Mała teraz taka moda. Zobacz na Axla.- rzuciłem na luzie.
   - A mówiłam ci! Zostaw to świństwo!- ciągnęła dalej wymachując rękoma. A sama bierze here... Przeszyła Valentinę metalowym wzrokiem, co zobaczył każdy obecny w kuchni.
   - Jestem dziewczyną Duffa.- wyciągnęła pośpiesznie rękę i uśmiechnęła się. Coś czuję że nie przypadła jej do gustu obecność
     malarki.
   - Miło mi. Samanta.- nadal była zbulwersowana.
   - Ej wyluzuj kicia to tylko brwi.- uspokajał ją.- Zobacz!- na ich miejsce osunął bujną czuprynę.
   - Przecież i bez tego możecie się pieprzyć. Widzisz? Steven o to dba.- Duff zaśmiał się jak głupek. Jego także zmroziła
     spojrzeniem i chyba nie było mu już tak wesoło. Nerwowo wyszła z kuchni zostawiając za sobą jedynie zapach perfum. Ależ to
     śmierdzi.- odganiałem od siebie ten smród. Trzasnęła drzwiami, zaraz potem widzieliśmy ją przez okno z miną o jakiej nam się nie
     śniło. Nastała cisza.
   - Jesteś z siebie zadowolony?- Spytał Steven patrząc się na basistę z nie wiadomo jaką grozą w oczach. Kładąc gazetę na stół
     wyszedł z pomieszczenia. Wszyscy zamarli w bezruchu obserwując kaprys perkusisty.
   - Hahaha co to było?! Piona!- Izzy odkąd to siedział cichutko dostał wylewu śmiechu, a moje wargi uległy uśmiechowi a zaraz potem
     roześmianiu się. Po środku stała Valentina która kompletnie nie zajarzyła o co nam chodzi albo po prostu jest "za poważna".
   - Ej a tobie co?- Axl trzymał się za brzuch i tupał o podłogę trampkami. Temu po mimo i brwi było teraz nad wyraz wesoło.
   - Jesteście niedojrzali.- A mówiłem. Jest "za poważna".
   - Ej, a tak odbiegając od tematu... Głodny jestem...- przyznał się Izzy wlepiając we mnie oczy. Zajrzał do środka lodówki.
   - Może mam ci jeszcze gotować, co?- spytałem przypalając papierosa.
   - Byłoby nad wyraz miło.- wyszczerzył się sztucznie.
-------

 W końcu Greece zrobiła śniadanie, Axl zniknął gdzieś na dobre a po Popcornie także ślad zaginął.

 (...)

  - CO ZROBIŁEŚ?!- Wszyscy jednocześnie wstali z kanapy i wytrzeszczyli oczy w stronę rudego. Steven i Duff zakrztusili się piwem.
  - Kupiłem dom!- pisnął wyluzowany i zadowolony z siebie siadając na kanapie zakładając nogę na
    nogę.- To co obejrzymy meczyk?- podrzucał w ręku pilot i zachęcająco spoglądał na przyjaciół.
  - Axl?! Zdajesz sobie z tego sprawę że TY SAM kupiłeś chałupę?!- Slash odgarnął włosy na bok aby Rose zobaczył jego złość w oczach.
  - Nie wiem jak ty ale ja się stąd nie ruszę.- Izzy był pewny i przekonany że wokaliście nie uda się przeprowadzić zamierzonego
    celu. Rudzielec poderwał się z miejsca i pobiegł w stronę kuchni. Przyniósł gazetę i zaczął szybko brzewracać strony.
  - Ehem- zakasłał.- Cytuję: W Los Angeles w Stanie California na sprzedaż został wystawiony dom. Mieści się on przy ulicy Greenbrot 12. Niegdyś zamieszkiwana przez zespół rockowy. Telefon.: 551-546-5...
  - Co?!- przerwał mu Duff.- Stary! Wiadome że to burdel i stajnia ale bez przesady...
  - Da się mieszkać.- dodał Steven.- A po za tym nie szkoda ci tego?
  - Że niby tej ruiny? Gdzie tam.- odparł machając ręką na to wszystko.- Jutro pojedziecie zobaczyć dasz domek.- uśmiechnął się
    przerzucając kanały w telewizji. Nagle zgasło światło.
  - Cholera.- McKagan szepnął bezsilnie.
  - No i widzicie sami.- rudy odparł gdzieś w ciemnościach. Zaraz potem Duff poczuł na swoim ramieniu włosy Valentiny przytulającej
    się do niego, żeby się gdzieś nie zapodziać.
  - Pierdolić to. Kiedy ta przeprowadzka?- Izzy.
  - Dzisiaj jest... wtorek. Więc za dwa dni.

 Po 15 minutach dom znów rozbłysnął światłami. Axl kimnął się po ciężkim, choć udanym dniu z miłym uśmiechem na twarzy. Reszta zaś
siedziała do godziny 3 i oglądała horrory. Zajadając się popcornem, chipsami i popijając colą bądź piwem.

------------------------

 Duff*

 Przez cały niemal film Kotek wtulał się we mnie. Jeżeli dla niej jest straszne to jak facet zszywa ludziom usta to... niech będzie.
Nieco mnie to śmieszyło ponieważ ¾ seansu przesiedziała z głową wtuloną w moją klatkę piersiową.
 
   - Co strach przeleciał?- spytałem ze zadziornym uśmieszkiem na twarzy otulając ją brązowym kocem.
   - Zamknij się!- Izzy nie odlepiając wzroku od telewizji. Zapychał się batonem.
   - Bardzo śmieszne.- szepnęła oburzonym głosem patrząc mi w oczy. Popatrzyłem w nie dłuższą chwilę i pocałowałem w zimny nosek.
     Odkąd nawalony Axl przyszedł do domu myślałem o całej tej sprawie. Kurwa lubiłem nasze mieszkanie. Te wszystkie imprezy i nasze
     pierwsze piosenki. Jakoś mi zaimponował. Cholera. Ale co zrobić. Kwiatuszek usnął, przyciszyłem nieco film tak żeby w trakcie
     jej słodkiego snu nagle nie zawyło jakieś zdzieranie gardła w tym pudle. Delikatnie podniosłem się z kanapy a zaraz potem
     wziąłem moją śpiącą królewnę na ręce i zaniosłem do sypialni. Powieki same mi się zamykały. Położyłem się spać w ubraniach i
     objąłem swoją drugą połówkę.

   ------------------------

 *Adler*

 Wstając z łóżka ubrałem białą bluzkę i dżinsy. Umyłem się i wypachniłem. Zszedłem do kuchni. Zrobiłem śniadanie, nareszcie wyprzedzając Valentinę. Muszę
dzisiaj jechać do Samanty. Wiem kupię kwiaty i przeproszę ją za tych dupków! Pójdziemy do restauracji i wszystko będzie okay.- rozmyślałem robiąc tosty. Jezu jakim to trzeba być popierdolonym żeby ogolić brwi... ja niemogę.- pukałem się palcem w czoło
   - Wstawać!- wydarłem się na całe mieszkanie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i nakładałem jedzenie na talerze.
   - A ty gdzie lecisz?- Duff przeginał się w progu patrząc na mnie z nie wyrazem.
   - Do dziewczyny.- odpowiedziałem pośpiesznie.- Dzisiaj jesteście w domu sami.- dodałem sięgając po portfel i zaglądając do jego
     środka. Pustka.
   - Żeby zadowolić kobietę nie starczy ci 10 dolców.- prychnął śmiechem.- Masz.- uśmiechnął się wręczając mi w dłoń pogniecione
     banknoty, które wyjął z tylnej kieszeni spodni.
   - Wielkie dzięki.- podziękowałem klepiąc go po plecach i szybko wyszedłem z domu.

 Dobra. Przeprosić, przytulić, pocałować, dać kwiaty, zabrać na żarcie i to chyba tyle.- recytowałem w drodze do domu dziewczyny.
Pociły mi się ręce i byłem trochę zdenerwowany.

   - Samanta!- Jej starsza siostra otworzyła mi drzwi.- Wejdź proszę.- powiedziała uśmiechając się.
   - Nie Eliza nie dzisiaj.- Odwzajemniłem uśmiech. Zatrzymałem resztki manier i zachowywałem się jak najgrzeczniej mogłem.
   - Czego tutaj chcesz?- w progu ujrzałem dziewczynę. Z jej oczu odczytywałem że chyba nie chce mnie wcale widzieć.
   - To ja spadam. Hej Steven.- pomachała mi przez ramię, chyba zrozumiała, że sytuacja jest napięta.
   - Siemanko.- Odpowiedziałem. Spojrzałem na blondynkę. Przecież nigdy się nie gniewaliśmy, jeszcze nigdy nie widziałem żeby się tak wściekła.- Wiem że jesteś na mnie zła i na resztę też ale...- przełknąłem głośno ślinę. A ona uniosła grymaśnie brew.- Kocham Cię.- wypowiedziałem wyciągając zza pleców potężny bukiet tulipanów. Jej ulubione. Samanta odgarnęła moją ręke.
   - Steven mi nie są potrzebne jakieś durne kwiatki.- Nie zmieniła nadal tonu ani miny. No to teraz jestem udupiony.- Pomyślałem. Mój wyraz twarzy posmutniał.- Wystarczysz mi Ty.- uśmiechnęła się i przytuliła mnie. Straciła grunt pod nogami, teraz wisiała w
     moich objęciach.
   - Wiesz dawno tego nie robiliśmy.- po minucie ciszy w końcu przemówiłem.
   - Ale czego?- spytała patrząc się w moje oczy z niepewnością.
   - Kolacja!- wybuchnąłem z zadowoleniem.- No wiesz randka.- dodałem otwierając przed nią drzwi od auta.

 Było wspaniale, faktycznie mało czasu spędzaliśmy w ten sposób. Nie przeszkadzały mi nawet kamery i redaktorzy kręcący się wokół.

------------------ ---------  ----------------------

*Duff*

   - Wiesz co?
   - Hmm?
   - Kocham Cię.- wyznałem jej dzisiaj już po raz 2.
Szliśmy uliczkami pobliskiego parku, trzymałem
jej dłoń. Letni wiatr wiał nam w
     plecy.
   - Też Cię kocham.- zaśmiała się opierając się o mnie. Było już ciemno, godzina 9 wieczorem.
   - Ale nie przypuszczałem że w ciągu... 7 dni ty też coś do mnie poczujesz i to tak szybko wszystko się stało.- powiedziałem
     nieśmiało.
   - Jeżeli ktoś rozmawia otwarcie i bez problemu przez te 7 dni po całe długie godziny? Jest to możliwe.- odwzajemniła mi uśmiech.
   - Wiesz kiedy po raz pierwszy Cię spotkałem. – Uśmiechnąłem się ciepło. – Poczułem że jesteś wyjątkowa. Pewnie myślisz, że mówiłem
     to wielu dziewczynom, ale tym razem to jest zupełnie co innego. Te wszystkie tutaj to tanie dziwki i szmaty. Są pierwsze do
     seksu. A ty? Wręcz przeciwnie. Nie muszę Ci przypominać tego jak mnie unikałaś. A w tym mieście to rzadkość żeby jakaś
     dziewczyna nie wpakowała się komuś sławnemu do łóżka. A to mnie naprawdę ujęło, bo nikt inny oprócz ciebie jeszcze tego nie
     zrobił. Nie odmówił. Ty nie musisz paradować się po świeżym powietrzu w stringach i
     miniówce, mieć silikonowych cycków. Uwodzisz tajemniczością i niewinnością. Jesteś słodka i skryta...- Valentina z ciekawością słuchała tych wszystkich rzeczy. Spociły mi się dłonie... kurwa no.- Ale wiedz jedno, że naprawdę cię kocham.- dodałem.
   - Jesteś słodki.- zaśmiała się z moich rumieńców na twarzy.
   - Jest już późno, idźmy do domu.- podsunąłem widząc jak jej oczy robią się śpiące.- Wskakuj.- zatrzymałem się plecami do niej i
     nachyliłem się lekko. Obejrzałem się przez ramię na Valentinę. Jej wyraz twarzy mówił sam za siebie.- No dawaj.- zaśmiałem się
     na widok jej miny.
   - O nie nie nie.- wymachiwała rękoma.
   - Bez.- przerwałem zdanie podnosząc ją na ręce kiedy zaczęła piszczeć. Kurwa i to niespodziewanie głośno! Ptaki siedzące na
     pobliskich drzewach odleciały z hukiem.- Co jest?!- spytałem łapiąc się za głowę i szybko odstawiając brunetkę na nagrzany
     słońcem chodnik. Może coś z nogą?- Valentina?- spytałem z obawą w głosie.
   - Nie, jestem za gruba.- powiedziała stanowczo. Wat the fuck?! Dziewczyno ty ważysz zaledwie może 40 kilo?!-myślałem przez chwilę.
   - Posłuchaj mnie teraz.- przybliżyłem się do niej, moja dłoń powędrowała na jej talię a oczy utkwiły w jej pięknych  ślepiach.- Nigdy tak przy mnie nie mów. Bo aż mnie nosi kiedy gadasz takie  bzdety.


   - Posłuchaj mnie teraz.- przybliżyłem się do niej, moja dłoń                                                                  powędrowała na jej talię a oczy utkwiły w jej pięknych  ślepiach.                                              
    - Nigdy tak przy mnie nie mów. Bo aż mnie nosi kiedy gadasz takie bzdety.- rozkazałem.- Rozumiesz? Nie musisz być  super modelką!                                                
Bo dla mnie jesteś wyjątkowa taka jaka jesteś.- pocałowałem ją powoli. Udaliśmy się ścieżką i faktycznie moje tłumaczenia podziałały, siedziała mi na barana przez całą drogę powrotną.




- Siems!- Adler. A wchodząc do domu modliłem się żeby któryś z nich nas nie zauważył.
   - Hej.- odpowiedziałem znużony stawiając Valentinę na podłogę.
   - Co taki ponurak?- spytał podejrzewając chyba że nie mam z nikim ochoty gadać. Oprócz najbliższej mi tutaj osoby.
   - Wiesz... Duffi chciał się wczmychnąć do domu po cichu.- zza pleców usłyszałem jej słodki głosik.
   - No patrz.- uniósł brwi i pokołysał się.- Cały misterny plan... poszedł w pizdu.- zażartował.
   - Kto to?!- z salonu dochodziło zdzieranie gardła Slasha. Axl i Izzy siedzieli na podłodze z piwem w ręku a Loczek coś sobie
     brzdąkał.
   - Pijesz?- spytał Stardlin wymachując ku mnie butelką z alkoholem.
   - Ja idę spać to nary.- Valentina opuściła pomieszczenie udając się w stronę schodów. Pobiegłem za nią i ucałowałem w
     usta.
   - Kocham Cię, śpij dobrze.- szepnąłem. Wróciłem z powrotem do małego salonu.
   - No raczej.- odpowiedziałem śmiejąc się i dołączając do chłopaków, siadając obok Hudsona na kanapie. Uświadomiłem sobie jedną z  najgorszych rzeczy. Jutro wyjeżdżamy. A ja jestem nie spakowany.- zaniemówiłem i po chwili bezczynnego siedzenia i namyślania się pobiegłem na górę, oznajmiając im wcześniej że nie dzisiaj. Spakowałem sprzęt, ciuchy i inne pierdoły do 3 walizek
     w ciągu 4 godzin. Valentina wyrobiła się z tym już wczoraj. Czy ja muszę odkładać wszystko na potem?

-------------------------------


   -  Slash zostaw te węże wreszcie i zapierdalaj na dół!!! – Wrzasnął Izzy, który właśnie wparował mi do pokoju.
   - Nie drzyj japy, kurwa! Stoisz prawie przede mną, słyszę przecież! Nie ruszę się bez Benka!- postawił twardo.
   - Boże właź do samochodu!- Axl siedział w środku.- Ten idiota ma tego twojego "pupila" Kurwa za grosz zaangażowania! Zaraz komuś przypierdolę! Nie mam brwi i jeszcze kurwa spuźnimy się na spotkanie z Emmą! - Wpadł w furię rudzielec przywalając nogą porządnie o siedzenie przed nim, dając przy tym mocnego mocnego kopa Duffowi prosto w głowę.
   - Uspokój się!- Podniósł głos McKagan zrywając się z miejsca i łapiąc za bluzkę wkurwionego na tyle Rosa. Valentina nie zważając na tą sytuację czytała książkę siedząc tuż obok tej dwójki zwinięta jak w kłębek na siedzeniu.
   - Ja jestem kurwa oazą spokoju! Jak kwiat lotosu na jebanej tafli jeziorka!- usłyszała zza siebie. Izzy i panna Greece stracili dotychczasową nadzieję na spokojną jazdę wolną od pisków. I pomyśleć
że wynajęty przez nich busik jest na tyle duży, a chaos tak czy siak ktoś czyli Axl musi wywołać doszczędnie.
   - Już jestem!- powiadomił wszystkich wesoło Slash
 
 Wkrótce wyjechali ze smętnymi minami, z trudem opuszczając dom. Duff i Valentina siedzieli razem na dwu-osobowym siedzeniu, wtulając się w siebie. Wokalista siedzący za nimi, całkiem sam postanowił wdać się parze w nerwy. Przecisnął więc swój kudłaty łeb
pomiędzy fotelami. W tym samym momencie para była w trakcie pocałunku.
   - Axl wypiepszaj mi z tym szkaradnym ryjem do tyłu!- McKagan miał ochotę najlepiej wyjebać go przez okno.
   - Kwiatuszku spokojnie. On chce tylko z nami porozmawiać.- Uspokajała go Valentina, zasłaniając twarz rudzielca przed porządnym koksem od blondyna.
   - No właśnie.- Krzyknął uradowany Rose wskakując między nich i rozpychając się łokciami w ten sposób, że basista prawie
    "całował" szybę, a ona zaś prawie spadała z siedzenia. Wokalista położył nogi na zagłówku krzesła i przeciągnął się obejmując
     przy tym Panne Greece. Nie ukrywajmy tego że gdy zobaczył to jej chłopak atmosfera zmieniła się na gorsze.
  - Spieprzaj z łapami od Valentiny krowi odbycie!- wnerwiony i cały czerwony McKagan wypychając Axla z taką siłą że ten przeleciał przez nogi dziewczyny i wylądował tyłkiem prosto na podłogę.
  - Spokój do jasnej cholery! Zaraz będziecie zapierdalać na własnych nogach!- Wrzasnął Izzy gwałtownie hamując, co sprawiło, że wokalista zjechał z tyłu na przód auta i przywalił prosto w jego siedzenie. Słychać było donośny śmiech Loczka.

 Cała podróż trwała ok. 10 minut. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni że pozostaną w tym samym mieście, z początku zaś myśleli, że przeprowadzka potrwa 2h. Kiedy dojechali na miejsce czekała już tam na nich znajoma blondynki. Gdy Saul i Steven zobaczyli Emmę, (prawnika) od razu poderwali się z miejsca i wybiegli z samochodu. Rzuciła się im w ramiona cała drżąca i niedowierzająca na własne oczy. Loczek skożystał z okazji i chwycił szatynkę za tyłek. Następnie Axl omówił z nią sprawę sprzedarzy.

Kiedy wszyscy przekroczyli próg ogromnych drzwi byli w szoku. Sam widok z zewnątrz wywarł na
nich wielkie wrażenie, ale wewnętrzny
powalił ich na kolana. Był to ogromy biały dwu-piętrowy dom ze strychem. Kuchnia wyposażona w  duży blat kuchenny, piekarnik, ogromną lodówkę, całe to pomieszczenie było duże oraz ubrane w ciepłe barwy i napełniło Valentinę przyjaznym doznaniem, od dziecka była związana z tym miejscem. Pierwszy salon zaś przystrojony były trzema szerokimi kanapami. W ścianie widniał kominek a pod nim długo-włosy, wielki dywan. Axl parsknął śmiechem gdy spojrzał na Adlera.- Hahah Popcorn znalazł se dziołche!- piszczał wijąc się ze śmiechu. Nie ukrywajmy ale perkusista sam ma dywan na klatce piersiowej. Ściany przybierały kolory bordu oraz brązu. Rose był
wprost zakochany w owym przytulnym salonie. Drugi jednak w był w stylu luksusowym o ścianach berzowych. Na ścianie przestronnego korytarza znajdowało się duże akwarium. Ryby ogromne i kolorowe. Ewidentnie gdy zobaczył je perkusista jego szeroki uśmiech na twarzy dawał reszcie do myślenia że ów pan Adler był zakochany tym widokiem.
 Sypialnie na drugim piętrze były przytulne i w każdej stało dwu-osobowe łóżko oraz ogromna szafa. W domu znajdowały się także dwie
łazienki wyposażone w dość duże wanny i prysznice. Na ścianach widniały ogromne lustra rozchodzące się na całą ich powierzchnię.
Za domem znajdował się taras który przyozdobiony był doniczkami z pięknymi kwiatami oraz stołem mieszczącym sporo osób, a tuż naprzeciw niego największy punkt zainteresowania. Basen sięgający rozpiętością do 7 metrów i głębokością 2 metrów
Od strony tarasu.
wokół którego znajdowały się leżaki i małe stoliki. Saul i Axl po zobaczeniu owego cuda rozpędzając się i wskakując z hukiem do wody ochlapali zachwycone mieszkaniem pozostałe osoby. Duff był tak szczęśliwy że nawet nie podniósł głosu tylko śmiał się w najlepsze. Włosy Slasha dotychczas puszyste obciekały wodą. A więc posiadłość wyposażona była w dwie łazienki, ogromne salony, kuchnie, 7 sypialni, jadalnie, wielki hol, strych, basen, garaż i taras. Trzeba pamiętać i o tym że o taki dom nie było dosyć łatwo. Zostali prawie bez grosza. Nie dało się opisać całej tej radości, wiwatów i okrzyków.
 Stradlin, Duff, Valentina i Emma pojechali złożyć papiery i załatwić sprawy dotyczące mieszkania. Wrócili około 8 wieczorem, a gdy mijali pobliski klub Whisky zobaczyli jak na jego dachu siedzi sam Rose zwinięty w kulkę. Wyglądał jakby bał się czegoś lub kogoś.
Wytrzeszczyli oczy.

  - Axl skurwysynie jak tam wlazłeś?! Złaź!- Zaśmiał się Stradlin podbiegając do budynku.
    - Te niebieskie małpy chcą mnie zabić! Valentina uważaj ten pieprzony stwór zjada ci głowę!- Darł się panikując, wyrywając sobie włosy oraz biegając i krążąc w kółko. We trójkę nie wiedzieli czy to tak naprawdę żarty czy kolejny napad paniki i prochów.
    - Co on pieprzy?- Spytał z dziwną miną Duff spoglądając na swoją dziewczynę. Po czym dodał.- Ile żeś się nawpierdalał tych dragów?!
    - Duff wyssą twój mózg!- Wrzeszczał Axl uciekając przed Izzym który wszedł już na dach i usiłował złapać naćpanego wokalistę. Z takim jak on nie problem o rozrywkę, ale teraz przesadził. Gdy upłynęło 10 minut wydzierania się i gonitwy za rudzielcem w końcu został schwytany.

 McKagan i gitarzysta zanieśli na rękach wyrywającego się Rosa prosto do domu, który znajdował się o 20 metrów dalej. Fakt była to krótka droga do pokonania, ale wydzierający się na calą okolicę debil? Dla Izziego trwało to wiecznie. Wieczór wszyscy spędzili na rozpakowywaniu się i kłutni o pokoje. W noc balowali jak mało kto. Opijali mieszkanie i dotychczasowe szczęście które ich
spotkało. Valentina po raz pierwszy spróbowała alkoholu, na co Slash ze szczęścia zacierał ręce. Axl natomiast zrobił wielką awanturę zlatując ze schodów a za jego placami pełzał wąż. Znając jego potworne możliwości... Jak to Axl skoczył na stół. Powodem paniki było to, że jego oczy odbierały węża Saula jako "bazyliszka". Chwycił więc tależ i zasłonił twarz.
  
   - Nie patrzyć mu w ślepia!- Powtarzał niemal na bezdechu.
   - Odpierdol się kutasie od mojego Leona.- Saul stracił resztki wiary w ten dom i tym samym w lokatorów. McKagan zaśmiał się pod nosem, chwycił rudego i powlukł go za sobą, znikając za ścianą salonu.  Axl spędził noc w garażu. O godzinie 4 nad ranem prawie wszyscy udali się do łóżek pijani. Steven zasnął w korytarzu, Izzy zaś
upity w swojej sypialni

________________________________________

A oto rozdział 8 :) Przepraszam najmocniej za moją długą nieobecność, postaram się nadgonić zaległości wrzucając częściej nowe rozdziały ;) / Duffowa