sobota, 31 maja 2014

ROZDZIAŁ 11



  - Możecie się ruszać szybciej?!- Axl nerwowo zszedł po szerokich schodach.
  - Puki co to ty latasz z jęzorem na wierzchu, podczas gdy wszyscy już są na dole.- odparł znużonym głosem Slash.
  - Jeszcze Valentina.- przypomniał basista, który niecierpliwił się tak samo jak reszta. Szybko zmienił nastrój      kiedy zobaczył dziewczynę. Schodziła w ich kierunku, nieco inna niż zawsze. Mała, szara myszka, którą                                                  dotychczas dostrzegał McKagan i z resztą cała część domowników,  
 przeobraziła się w kogoś kto jednym spojrzeniem onieśmielił tych                    wszystkich panów stojących przed nią.
 Miała na sobie piękną sukienkę, która odkrywała jej plecy. Włosy o niesamowitej objętości przyozdobione lokami i małą białą kokardką, którą miała na sobie w dniu gdy poznała tego jedynego. Do tego czarne, zamszowe, wysokie szpilki. Było to niecodzienne bo zawsze paradowała się w trampkach bądź balerinach. Na jej piersi spoczywał drobny, srebrny łańcuszek, wiadomo od kogo.



   - Ej mała to nas mają podziwiać.- zaśmiał się Loczek, podziwiając kreację brunetki.
   - Teraz to jesteś prawie wyższa o de mnie. To nie fair.- Steven zmarszczył brwi.- Ale wyglądasz pięknie.- dodał weselej kiwając do tego głową.
   - Eee... yyy... Ślicznie.- Duff nie wiedział co powiedzieć, zarumienił się całkowicie jak burak kiedy cmoknęła go w policzek.

 Dotarli na miejsce limuzyną o 19. Przez całą niemal podróż Adler siedział z uśmiechem od ucha do ucha, podziwiając samochód, jego
skórzane siedzenia i innych takich na czym oko można by zawiesić. Jako pierwszy wyszedł Axl, za którym ściągnął się nalot kamer,
następnie perkusista z Samantą, która ubrana była w granatową, suknię wieczorową, równie piękną. Zaraz po nich Izzy wraz z Sarą,
Duff i Valentina. Na końcu wyczołgał się gitarzysta, który machał na wszystkie fronty.

 Na sali panował półmrok, oświetlona została jedynie scena. Z pośród ważnych osobistości dostrzegli wiele znajomych twarzy: Michaela Jacksona, Paula McCartneya, Stevena Tylera i innych. Parę osób coś zaśpiewało, zostały rozdane nagrody. Przez większość gali Axl
nadmiernie dostawał drgawek, pociły mu się dłonie, reszta siedziała na luzie. Valentina i Sara bardziej już przejmowały tym wszystkim.
        

                                         

  Wreszcie wyczytano nazwę zespołu na którą to Duff ucałował z zadowoleniem Greece i pobiegł, a raczej
"pohasał" w stronę sceny ze Slashem. Widownia zaczęła klaskać, a także śmiać się z dwójki gitarzystów. Dziękowali wytwórni, osobom ważnym dla
nich, znajomym i innym. Po całym tym zamieszaniu, oklaskach i innych owacjach, organizatorzy przygotowali poczęstunek. Steven, jak
to Steven ciekawski wypytywał o przepisy dań, które stały przed nim kolejno ułożone na wielkim stole. Nie upili się na tyle bo wiadomo, są w ważnym miejscu, ważnymi osobami i nie może tego spierdolić alkohol, którego tak bardzo pragnęła piątka.

-------------------

*Axl*

 Co chce ten jebany telefon?- pomyślałem słysząc ten wkurwiający dźwięk, który zawsze sygnalizował wycieczkę do studia.

   - Czego?!- wydarłem się otwierając zaspane oczy i niemalże złamałem uściskiem urządzenie.
   - Siemasz. Co dzisiaj robicie.- usłyszałem po 10 minutach ciszy. Chyba ktoś otrząsał się z mojego wrzasku. Kto to do cholery?
   - Z kim rozmawiam?- spytałem szorstkim tonem, zastanawiając się jeszcze nad tym kim jest rozmówca.
   - Haha.- wybuchnął śmiechem głos.- Axl znowuś się najebał! To ja Steven Tyler baranie.
   - A to sorry. Wiesz jak się telefonuje o...- szukałem słowa i skierowałem wzrok ku zegarowi.- 4 nad ranem.- dodałem zdziwiony i
wystraszony.- To... można się wkurwić.- zaśmiałem się sztucznie.

 (...)

   - Chłopaki wybywamy na dżamprezę!- krzyknąłem z salonu, lada chwila wszyscy zbiegli się z różnych stron domu.
   - Jaka impreza?- Slash walił Izziego po plecach, który chyba zakrztusił się piwem.
   - Boże o co tyle chaosu?- wytrzeszczyłem oczy, na widok zdyszanych kumpli.- Tyler robi przyjęcie. Za 40 minut.
   - Człowieku! A ty to myślisz że w monopolowym stoi się 5 sekund? I to w Los Angeles?!- Duff naskoczył na mnie z pretensjami.
   - Weźmie się od Slasha. Ja bym się martwił bardziej o dziewczyny. One szykują się 2 godziny z czego 3/4 siedzą w...- zakasłałem,
niebawem wszystkie oczy skierowały się w stronę uchylonych drzwi łazienki. Dobrze że byłem już gotowy bo, to co się działo tam w środku to istny chaos.


--------------------

*Valentina*

   - Proszę!- odpowiedziałam miło, pukaniu w lekko uchylone drzwi. Zaraz zagościła w nich blond czupryna, przy której codziennie się
budzę. Przeczuwałam że Duff prędzej czy później tu przyjdzie. Nikt inny tu nie zagląda, chyba że Axl który z samego rana szuka
kłopotów i pałęta się od drzwi do drzwi.
   - Jedziemy za 20 minut. Bądź gotowa.- wypowiedział biegle chłopak, widocznie wycofując się z pomieszczenia. Chyba zastraszyłam go mimiką twarzy.
   - McKagan! Wróć!- rozkazałam, zdziwiona zachowaniem Duffa który był w trakcie schodzenia po schodach.
   - Tak?- wychylił zza futryny te "niewinne" oczka, przybierając do tego ten "słodki" głos. Czy on to robi żeby mnie rozczulić?
   - Chodź tu tumanie.- zaśmiałam się widząc strach na jego twarzy. Wiem że się boi jak się drę.- Gdzie wybywamy kolejnego
dnia?- nie chciało mi się już latać na jakieś imprezy, nie służą mi takie rzeczy. Nie moje klimaty. Co jak co ale jestem kompletnym przeciwieństwem Duffa.
   - Steven robi imprezę z okazji wczorajszego, iście ważnego dnia.- powiedział niby uroczystym tonem.- Który wygraliśmy.- uśmiechnął
się i z zadowoleniem wpatrywał się w moje odbicie w lustrze.
   - Jaki Steven?- Nie dość, że chcę sobie posiedzieć w domu, wolna od krzyków i wiwatów Loczka czy
Stevena to nie mam zielonego pojęcia do kogo jadę.- rozmyślałam udając się w stronę dużej szafy. Grzebałam a po chwili wyciągnęłam
białą sukienkę.- Mam nadzieję, że Izzy weźmie ze sobą Sarę?
   - Jeśli nie będzie świecić miniówą na lewo i prawo. A z resztą i tak będzie ślęczał przez większość przyjęcia nad kiblem.- dodał i obdarzył mnie ponownie uśmiechem.- Załóż jeszcze te o...- wskazał w głąb szafki, moim oczom ukazały się lakierowane, beżowe koturny,
które tydzień temu kupiłam, wyprzedzając przed tym Wayne.
   - Masz na myśli koturny?- wyjęłam je i popatrzyłam na niego ze współczuciem.- Nie są za ładne.- wykrztusiłam dokładnie
przyglądając się im.- założę baleriny, tradycyjnie. No i jeszcze to cudeńko.- ruszyłam w stronę komody i wyjęłam małe pudełeczko,
wyciągnęłam wspaniały naszyjnik od Duffa. Mieniła się na nim biała, mała perełka, która zaraz potem spoczywała na mojej szyi, kiedy
McKagan zapinał łańcuszek. Wyruszyliśmy taksówką no bo jak to Samanta ujęła "Chłopaki się najebią". I w sumie miała rację.

   - Siemano ziomy!- drzwi otworzył nam średniego wzrostu brunet, którego rozpoznałam od razu. Poczułam jak gorąca fala ogarnia moje ciało od wewnątrz. Aerosmith, no przecież! Zamurowało mnie totalnie, niby Duff powiedział że to będzie codzienność spotkać kogoś sławnego w ich pokręconym życiu.  
                                      
   - Slash towar.- przemówił szeptem Izzy który szturchnął go w bok. Zaraz potem weszliśmy do domu, a raczej oni. Basistę i mnie
zatrzymał wokalista.
   - Stary ja na twoim miejscu bym uważał.- powiedział nieco z nie pokojem, ciągnąc chłopaka za rękaw. Jego mina mówiła sama za
siebie, Duff nie miał o niczym pojęcia tak samo z resztą ja.- Wiesz jak taka lasia wejdzie do domu pełnego napitych dupków... To
już może nie wyjść twoja.- zmierzył mnie współczującym wzrokiem, zaraz potem wykrzyknął zupełnie odmieniony, porzucając to co mówił w zapomnienie:
   - A tak w ogóle to Steven jestem!- wybuchnął i wyciągnął wesoło w moją stronę wielką dłoń, którą uścisnęłam. Przedstawiłam mu się
grzecznie i ruszyliśmy z blondynem przed siebie. Jezu co ja najlepszego zrobiłam? Mogłam zostać w tym cholernym
mieszkaniu!- wypominałam sobie podczas gdy paru gostków nas otoczyło.

   - Ja pierdole! Duff to twoja dziewczyna?!- zapytał ktoś, kogo widziałam po raz pierwszy na oczy. Usiadłam przy stole w pobliżu
Sary, zostawiając gitarzystę ze znajomymi. Ostatni raz widziałam go wtedy jak jadł obiad, który nieco mi zaszkodził. Na przeciwko mnie siedział Adler i Steven do których po krótkim czasie dołączył Saul. Polubiłam wokalistę. Normalny, wesoły facet. Slash który schlał się jak prosię ciągle wywracał na stole szklanki i kieliszki chcąc zluzować trochę miejsca na stole, żeby się oprzeć. Zgubiłam z oczu także Wayne, która była dla mnie jedyną odpowiednią osobą w tym gronie.


 (...)

   - Steven?- zajrzałam do kuchni.- Przepraszam że przeszkadzam ci w... Co ty tak właściwie robisz?- pochyliłam się nad nim usiłując
dostrzec cokolwiek.
   - Kurczaka.- uśmiechnął się, z resztą on zawsze chodził uśmiechnięty. Zauważyłam też, że to imię nie bez powodu ma kulinarne
zdolności. Ale nasz Steven gotuje lepiej. Zdecydowanie. Uwielbiam kuchnię Popcorna. Tak, coś wspaniałego.
   - Gdzie znajdę łazienkę?- zapytałam po chwili rozmyślania nad potrawami, które świetnie przyrządza perkusista.
   - Skręcasz w lewo, masz schody, po nich na górę. Musisz iść w prawo, następnie...- zamyślił się.- następnie w lewo. Idziesz
korytarzem i wchodzisz do 3 drzwi po prawej.- wyrecytował.
   - A masz mapę?- zażartowałam robiąc rozkojarzoną minę.
   - Poradzisz se. Duff lubi inteligentne panienki.- mrugnął zadziornie i odkręcił się w stronę piekarnika.

 Nie byłam pewna czy to na pewno, ale chyba... tak! To Slash!- Saul! Saul!- ucieszyłam się gdy go
     
zobaczyłam od razu pobiegłam
w jego stronę.- Jesteś obeznany w tym domu! Gdzie do jasnej cholery jest łazienka!- wykrzyczałam aby usłyszał cokolwiek w tym
hałasie. Jako jedyny nigdzie nie wsiąknął jak cała reszta. Na chwilę odeszłam od stołu a Sary i Adlera już gdzieś posiało na
"parkiet". Odwrócił się do mnie i jak wiadomo oczywiście co? 2 godziny zabawy a on już ledwo łazi.
   - Sikaj na stół laska!- nie komentowałam tego i oddaliłam się, tak jak Steven nakazał w stronę schodów.

 Dobra jestem już na górze.- wypowiedziałam sama do siebie, jednocześnie dumna ze swojej orientacji w terenie. Jeszcze tylko... lewo? prawo?- zastanawiałam się kiedy poczułam na biodrach. Krzyknęłam, strach zawładnął ciałem, a w raz z dotykiem czyichś dłoni przeszedł mnie dreszcz.


_____________________________

Trochę krótki, ale jest! :D Tak a pro po... kto się wybiera na koncert Slasha? :3 / Duffowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz