wtorek, 13 maja 2014
ROZDZIAŁ 9
*Valentina*
Nastało rano. Chcąc udać się do kuchni, aby nalać sobie wody zobaczyłam pewną dziwną sytuację. Kiedy przechodziłam obok łazienki na
parterze zastałam tam Stevena który smacznie śpi zwinięty w kulkę na miękkim, niebieskim dywaniku. Miałam przeczucie że zaraz z moich
oczu potoczą się łzy. Był to tak głupi i zarazem śmieszny widok że ledwo co powstrzymałam się od śmiechu. Zatrzymałam się tuż
naprzeciw niego, trąciłam go patykiem który leżał tuż obok niego. Zastanowiłam się czy żyje, gdy tylko usłyszałam jak Popcorn
reaguje przeklinając udałam się w dalszą drogę. Gdy już przekroczyłam próg drzwi kuchennych od razu sięgnęłam po butelkę wody.
Poczułam że moje pragnienie gaśnie kiedy
tylko nabierałam kolejny łyk. Stojąc tuż przy
oknie moje uszy usłyszały jak ktoś bluźni
i krzyczy prawie wycieńczony. To był Axl. Przecież wszędzie rozpoznam ten jazgot. Pewnie usiłuje
Szybko zerwałam się z miejsca, założyłam czarne, "wytargane" glany Duffa i pośpieszyłam w tamtą stronę.
- O hej Valentina! Ty chociaż się mną przejmujesz. Który mnie tu kurwa zamknął na całą noc?! I po co?- Krzyknął zbulwersowany
wyczołgując się spod lekko uchylonych drzwi. Chyba był uradowany tym że nie musi już gnić w zimnym pomieszczeniu wśród pająków i
różnych paskudztw. Nie mówiłam mu wcale o tym że na głowie leży gęsta pajęczyna.
- Wiesz były powody które zmusiły nas do tego.- Parsknęłam śmiechem. Chyba tylko i wyłącznie on nie wiedział jaki bajzel zrobił.
Następnie obydwoje przywędrowaliśmy z powrotem do domu. Przez całą drogę nie odezwał się już ani słowem. Nie przeszło mi przez myśl
że będzie to tego zdolny. Rose udał się w stronę jedynej wolnej sypialni i rzucił się na łóżko.
Ja powędrowałam do swojego pokoju. Jej dziś sobota, Steven pewnie znów nagarnie nas na zakupy. Wchodząc ze zmęczeniem do sypialni
oparłam się o futrynę, mając przed oczami nagłą pustkę. Cholera, nic nie widzę. Czułam tylko jak Duff złapał mnie za rękę. Wszystko prysło. Usiadłam na łóżku.
- Ktoś już wstał?- Spytał siadając po turecku naprzeciw mnie.
- Tak wyciągnęłam Axla z garażu zanim by was wszystkich pobudził.- uśmiechnęłam się.
- No trudno.- rzucił znużone spojrzenie.- Mam ważniejsze rzeczy na głowie.- Mruknął rozwiązując mój biały szlafrok. Musnął
delikatnie mój policzek ustami. Wargi Duffa były gorące. Powoli nasze usta złączyły się w pocałunek. Jeju jak on bosko
całuje- pomyślałam. Nie ukrywam tego że jednak ciut byłam spięta. Do pokoju wparował Izzy. Myślałam wtedy tylko o tym żeby
przyłożyć mu porządnie młotkiem do kotletów. Czy nawet w sobotę rano nie ma poszanowania dla ludzi?
- Ej Axla nie ma w garażu!- Serio? Czy on jest już całkiem ślepy? Mieszka obok sypialni Rudego.
- Czy nie widzisz że jestem zajęty.- Duff całując mnie po szyi, zerkając kątem oka na chłopaka.
- Jest w swoim pokoju.- dodałam pośpiesznie, żeby tylko sobie polazł.
- Ale... A z resztą.- wypowiedział udając się do Axla.
---------------
W pokoju spał wokalista, niczego jeszcze nieświadomy. Izzy postanowił go odwiedzić. Cały pokój jeszcze lśnił,tylko oprócz tego
brudasa leżącego w pościeli.
- Wstawaj kurwo!- Wrzasnął skacząc na niego. Lądowanie nie było za miękkie. Bardzo bolesne.
- Co ty do cholery odpierdalasz?!- uniósł się, gwałtownie wstając z łóżka.- Chcesz żebym dostał zawału?!- z powrotem się położył
- A jak ci się zdaje? Wśtajemy nie śpimy.- połaskotał go po nogach, słodkim głosikiem denerwując tym samym Rudego.
- Kurwa wypierdalaj.- zmęczonym głosem, podrapał się po
głowie.
- No dobra idem dalej.- westchnął,
dając mu spokój. Jednak Axl wcale nie powrócił do przemyśleń.
Leżał w łóżku i palił fajka za fajkiem.
Gitarzysta nie wiedział co mu odwaliło. Chodził po całym domu. Poszedł obudzić Stevena. Czy ja nie mam nic lepszego do roboty?- pytał sam siebie, nudziło mu się od cholery.
- Izzy skończ te swoje pieprzone pielgrzymki o 7 rano i wyjazd na dwór!- pogonił go Slash, który nawet nie otworzył jeszcze oczu.
Gitarzysta poszedł więc na zewnątrz. Obczaił garaż i rzeczy znajdujące się w nim.
- Czy ciebie całkiem pojebało?!- Duff wyszedł na balkon w samych bokserkach.- Stradlin?!- Zawołał głośniej. Zagłuszał go dźwięk.
Głośny silnik kosiarki którą kierował chłopak. W niczym nie pomogło. Basista i Popcorn poszli po szlauf. Trzeba go było
przywołać do świata normalnych zimną wodą.
- Co kurwa?- wyłączył sprzęt czując na plecach i karku zimno.
- Jest godzina 7:30. Cały dom śpi. I nagle słyszysz to.- Steven
wskazał ręką a kosiarkę.- Pod twoim
oknem zjawia się takie cacko, które wyje jak stereo z dziesiątkiem
wzmacniaczy. Czy nie jesteś wkurwiony?- spytał z oazą spokoju.
- Podziwiam.- odpowiedział mijając się z celem pytania,
z zachwytem patrząc na maszynę.
-------------
*Slash*
Popołudnie spędziliśmy następująco: Ja i Popcorn sobie wypiliśmy, Duff i Valentina siedzieli razem w pokoju. Chyba tylko rozmawiali... bo nie słyszeliśmy żadnych jęków i krzyków. Izzy gdzieś pojechał, a Axl spał. Wyszliśmy około 19 na miasto. Godzinę później, kiedy syci wracaliśmy z baru Steven zatrzymał się na środku ulicy, po czym krzyknął.
- WESOŁE MIASTECZKO! LUNAPARK! CHCE! CHCE! PROSZĘ!- Błagał wskazując na miejsce w którym znajdowały się namioty, wielkie
maszyny, przyczepy i wiele innych atrakcji. Wyglądał jak mały, rozpieszczony szczyl.- Serio?-
pomyślałem patrząc na niego. Nie miałem ochoty na spędzaniu
kolejnego dnia jak debil i uciekać z wywalonym jęzorem.
- No w sumie można by...- Dodał Izzy uśmiechając się.
- Łiiii!!!- Wpadł w pisk. Za nim się obejrzałem przebiegał przez bramę tego jakże cudownego miejsca,
- Co ja tam kurwa będę robił? Patrzył jak małe bachory wkurwiają ludzi na każdym kroku?- Narzekał niechętnie wchodząc do
dziecięcego raju, którego pragnął podekscytowany perkusista.
- Wolisz gnić i parować ze smrodu w chałupie? Rusz dupę i chodź to miejsce jest dla ciebie.- Odwarknąłem patrząc jak
Steven zapierdala przez tłumy ludzi.
- Czemu niby?- spytał marszcząc brwi.
- Bo masz geny orangutana.- Zachichotałem uciekając przed rudzielcem który po drodze rozdeptał i poprzewracał parę dzieciaków.
Wiedziałem że poniosę tego konsekwencje, ale było warto. Za plecami słyszałem tylko przeróżne wyzwiska od przyjaciela któremu niemal
z ryja leciała piana. Wziął, a raczej ukradł młotek z jakiejś maszyny i usiłował przypieprzyć mi prosto w łepetynę.
~ ~ ~ ~
Nagle w głośnikach zabrzmiał basowy głos prowadzącego:
- Kto spróbuje swych sił i na 5 minut stawi się przeciw ?! Czy są chętni?!- I w tej chwili basista poderwał się żwawo i
wskoczył na wysokie wzniesienie.
- Oto mamy ochotnika! Pan Duff McKagan!- Przemówił patrząc z szerokim uśmiechem na gwiazdę. Tłum piszczał i wiwatował na cześć
ujrzenia członka GN'R. Valentina przez nikogo nie była słyszana. Nikt nie słyszał jej krzyków: " Duff głupku nie rób tego! Zabije
cię tym cielskiem!". Już po niecałej minucie blondyn sał na ringu w samych spodniach, naprzeciwko niego stał potężny mężczyzna
ubrany w czerwone spodenki i z maską na twarzy. Z początku wyglądało to jak jakaś zabawa.
- Kurwa on tam robi?!- Zawołał Axl przeczołgując się pod tłumem tuż do Valentiny.
- Musi czymś zabłysnąć!- Krzyczała jak najmocniej mogła.- A Saul?! Gdzie on jest?!
- Ten idiota?! Pewnie kradnie dzieciom watę cukrową!- Wtrącił się Adler zjawiając się błyskawicznie obok.
- Mamy nowego zwycięzce! Co Pan sobie życzy za wygraną?!
- Tego wielkiego, słodkiego misia.- Zawołał wyszukując wzrokiem Valentiny i wskazując na maskotkę. Był to nad wyraz wielki pluszak
z czerwoną kokardą obwiązaną w okół szyi. Chłopak skoczył w tłum w wygraną i czym prędzej zaczął uciekać wraz z nią, Axlem i
perkusistą przed fanami, niosąc miśka na plecach i trzymając dziewczynę za ręce. Gdy już byli w bezpiecznym miejscu znaleźli Loczka
który zarywa do jakichś panienek i czym prędzej zgarnęli go po drodze.
----------------------
*Duff*
- Dzwonili do mnie z Geffen! Bo do tego rudego wyjca nie mogli się dodzwonić i powiedzieli, że za dwa dni idziemy
odebrać platynową płytę! – powiedział z triumfem Izzy.
- Wow. To zajebiście!- wytrzeszczyłem oczy, nie do końca w to wierząc.
- Haha mówiłem że będzie najlepsza!- Axl z dumą i usiadł na kanapie.
- Steven jedziemy odebrać platynową płytę!- powtórzyłem żeby nasz "kucharz" usłyszał. Coś chyba wypadło mu z rąk.
- Co?! Kiedy?!
- Sobota.
- Zajebiście.- ucieszył się.-Kurwa trzeba jechać po zakupy. Nie ma co żreć!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Iście zajebiście, proszę dalej dodawać posty Duffowa ;))
OdpowiedzUsuńJejku doskonale piszesz *,* daj jakąś imprezkę :D
OdpowiedzUsuńBędzie w 11 rozdziale ;) co was tak mało? :(
OdpowiedzUsuń