sobota, 25 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 5

 Nastawał powoli wieczór. Valentina siedziała z nosem w kartkach, szkicując i gryząc od czasu do czasu ołówek. Tak naprawdę w jej głowie tliły się myśli związane z dzisiejszym porankiem. Ciągle myślała o basiście i o tym wszystkim. Za ścianą pokoju gdzie przebywała dziewczyna działo się to samo.

- Ej stary przez te ostatnie dni dziwnie się zachowujesz. To nie ten sam Duff co kiedyś szalał w nocy, chodził na dziwki i chlał.  Co się z tobą kurwa dzieje?- Spytał smętnym głosem Saul otwierając wódkę.
  - Valentina to jej wina. Jest miła i fajna.-  wykrztusił.
  - To wie chyba każdy. Zajebista z niej dupa.- zaśmiał się.
  - Ale tu nie chodzi o seks.- wymamrotał.- Ja jestem w niej
 zakochany.-,Przyznał się chowając twarz

 - Chyba faktycznie bardzo ci się podoba. Nie należysz do osób które są uczuciowe , ale no niech Ci będzie.
 - No wiem właśnie ale to jest silniejsze o de mnie...- pochlebiał sobie.- Staram się to przed nią ukryć, ona chyba tego wcale nie chce. Wie że jestem taki czy siaki.- posmutniał jeszcze bardziej.
  - Każdy głupi, a zwłaszcza Axl zauważy to na kilometr.- Zaśmiał się Loczek nalewając McKaganowi do kieliszka odrobinę czystej.
  - Ale nie wiesz jakie to cholerne uczucie. Jestem od niej uzależniony, ale nie tak jak ty od fajek. Jestem uzależniony od jej oczu które kryją wszystko co najpiękniejsze... I mogę patrzeć na jej promienisty uśmiech, który czasem powstaje dzięki mnie. Jest wszystkim co dla mnie najważniejsze.
  - Co Ty pierdolisz? Kurwa już za późno! Straciliśmy cię! Boże czemu?!- Gitarzysta był bliski płaczu, wymachiwał rękoma i zerkał na kumpla z nadzieją nagłego otrząśnięcia.
  - Wow dzięki...
  - Mogę z nią dziś porozmawiać jeśli tak bardzo chcesz. Ale Duff ta dziewczyna... ona ma 18 lat!- oprzytomniał Loczek. Na całym stole było mokro. Slash zapomniał że trzyma butelkę nad kieliszkiem kochasia, spuszczoną ku dołu.- Ojć. Sorry.- wytarł wszystko bluzką Stradlina, która leżała zwinięta w kłębek gdzieś w kącie.- Ona ma 18 lat!- powtórzył.
  - Chuj mnie to obchodzi.- obrzucił go złowrogim spojrzeniem.- 1 lipca ma 19 urodziny.- dodał.
  - Imprezka!- basista zmierzył go dziwnym spojrzeniem.- Nie no żart- spoważniał.- Idę do niej.- zarządził powstając z kanapy.
  - No nie wiem sam. A jak coś spierdolisz?
  - Stary, głupi skurwielu. Jak ci proponuje pomoc to z niej kurwa skorzystaj, bo więcej okazji możesz już nie dostać.- Powiedział  Saul udając się w stronę pomieszczenia gdzie przebywała dziewczyna.


Wszedł do pokoju w którym paliło się jedno maleńkie światełko. A tuż obok niego Valentina siedziała ze szkicami. W oka mgnieniu podszedł i stanął za jej plecami. Ona go nie widziała i nie wiedząc o jego obecności zaczęła szeptać sama do siebie:

  - Duff. Kocham cię, ale nie wiem jak ci to powiedzieć. - Po jej policzkach spływały łzy. Wyglądała beznadziejnie, cała zapłakana i osłabiona.
  - On ma ten sam problem co ty.- Szepnął jej do ucha Hudson.
  - Co tutaj robisz?!- Wrzasnęła przerażona spadając z krzesła. Nie chciała żeby ktoś tu zaglądał.
  - Przyszedłem z Tobą porozmawiać i powiedzieć ci prawdę.
  - Jaką prawdę?- szlochała uciekając pod biurko przed  chłopakiem.
  - Duff chciał żebyś wiedziała że...- przerwał mu odgłos otwierających się drzwi. Axl, wszedł do pokoju i podpełznął w ich stronę. Po czym krzyknął donośnie:

  - Ja pierdole!                                     

  - Wybacz że zawiodłam, próbowałam naszkicować to jak najlepiej.- wyczołgała się.
  - TO-TO JEST KURWA ZAJEBISTE!- Pisnął podskakując z radości.- Ale czemu ty i ten debil siedzicie na podłodze?- Dodał unosząc brwi ze zdziwienia oraz podciągając dziewczę z podłogi.
  - Tak sądzisz? Są dobre?- Spytała zawstydzona.
  - Cholernie wspaniałe! Nie wiem jak Ci podziękować!- Widać było że chce objąć dziewczynę z całej siły ale nie miał odwagi.- Izzy, Duff, Steven! Przyłazić tu prędko!- Darł się wychodząc na korytarz.
  - Czego ty chuju jebany chcesz?!- Wtrącił Steven stojąc już w drzwiach z dwoma gitarzystami.
  - Pokazać wam okładkę.- Powiedział irytującym głosem opuszczając ręce.

 Chłopcy migiem osaczyli Valentine która trzymała w ręku rysunek ukazujący krzyż i pięć czaszek. Każda przedstawiała jednego z nich. Byli zapatrzeni w nie i uradowani, każdy przyglądał się swojej podobiźnie. Była już godzina 12 w nocy a o dziwo chłopcy byli trzeźwi. Ale jak wiadomo nie potrwało to długo. Wszyscy oprócz Duffa i dziewczyny udali się tam gdzie spędzali noce najczęściej. Tym miejscem był klub GoGo. Przed nocnym wypadem Axl wręczył brunetce farby które przyniósł ze Stevenem oraz spore pędzle.
  
   - Zrób to samo na ścianie co na szkicach. Ok?- Axl
   - No dobra, ale nie będzie to trwało na pewno krócej niż 4 dni.- Parsknęła śmiechem.
   - To my idziemy na dziwki. Duff masz ruszyć tą przepasioną dupę i iść z nami.- Rozkazał Rose ciągnąc go za nadgarstek w stronę wyjścia.
   - Wiecie co? Nie mam ochoty. Trochę brzuch mi rozsadza.- Rzekł basista udając nieco chorobliwego.
   - Kurwa... No to więcej pań dla nas!- Wybuchnął śmiechem Popcorn.

 Gdy już chłopcy z wielką radością opuścili dom, blondyn postanowił porozkładać przy ścianach i podłodze folię na wszelki wypadek. Cztery godziny później Valentina naszkicowała już  krzyż i czaszki, po czym pokryła powierzchnię ściany farbą. Stojąc na drabinie nie widziała, że McKagan się do niej skrada.

   - Wow. Ale cudo.- Szepnął Duff łaskocząc dziewczynę po brzuchu.
   - Ej ostrożnie! Jestem w trakcie pracy.- Tłumaczyła, wykonując przy tym szalone ruchy rękoma. W prawej trzymała pędzel umoczony w krwisto czerwonej farbie a wymachując nim basista oberwał jej porcją która trafiła prosto w jego białą koszulę.
   - Ostrożnie? Kto to mówi? - Zaśmiał się zabierając dziewczynie pędzel. Ona stała wówczas na drabinie, a lekkie szarpnięcie spowodowało iż zachwiała się i prawie spadła na ziemię. Zapobiegł temu McKagan który ledwo co złapał dziewczynę podbiegając w stronę w którą leciała brunetka. Gdy postawił szybki krok do przodu wszedł w puszkę z żółtą farbą a dziewczę  spadając pociągnęło za sobą wiadro farby. Obydwoje wylądowali na podłodze, cali wymazani w żółto-czerwonych plamach. Co prawda Valentina miała miękkie lądowanie które zapewnił jej basista.
  
   - Ja-ja. To mo-moja wina.- Jęknęła zszokowana, podnosząc się chwiejącym krokiem.
   - Ej, to chyba ja cię łaskotałem co?- Zaśmiał się blondyn uspokajając artystkę. Dalsza dyskusja trwała i trwała. Przekomarzali się nawzajem. Nastawała już powoli godzina 5 rano. Byli wyczerpani, każdy udał się do siebie. Tylko jeszcze pozostali panowie zabawiali się w najlepsze lub gdzieś szlajali się po ulicy, prawie nieprzytomni.

8 komentarzy: